Zwiastun

Oto zwiastun opowiadania "Love??" http://www.youtube.com/watch?v=Eak2RV7yGz0
Zamówiony na stronie http://zwiastuny-na-blogi.blogspot.com/

piątek, 25 stycznia 2013

Pięćdziesiąt

*Z perspektywy Marry*
Do Świąt został równy tydzień. Dzisiaj mieliśmy zamiar ogarnąć podwórko, a następnie je przystroić. Wszyscy z samego rana zebraliśmy się z łopatami do odśnieżania podwórka. Cały chodnik prowadzący do drzwi frontowych był zasypany śniegiem. Wszyscy wzięliśmy się za odśnieżanie. Jedynie Sue siedziała w oknie i  spoglądała na nasze zmagania. Sama bardzo chciała pomóc ale nie mogła. Jedynie mogła nam pomóc rozplątać światełka które zawiesimy na drzewach i krzewach naszego ogrodu. Poza tym chłopcy muszą jeszcze rozwiesić takie lampki na dachu i rozstawić renifera na dworze. Na razie zajęliśmy się odśnieżaniem. Mi to szło niestety opornie. Musiałam chociaż odśnieżyć kawałek tego chodnika. 
- Harry to obiboku, pracuj mi tutaj! - krzyknęłam do Hazzy, który olewał robotę. Cały czas stał opierając się o łopatę i patrząc się jak wylewamy z siebie siódme poty
- Nie chce mi się, nie mam siły...
- Coś czuję, że chcesz spać z dobermanem sąsiada, - spojrzałam na niego groźnie.
- Już się biorę do pracy słonko. - po tych słowach zaczął bardzo szybko ruszać łopatą. Wykonał za nas całą robotę. Potem poszliśmy się użerać ze światełkami. Każde rozplątane światełka rozkładaliśmy na roślinności znajdującej się przed domem. Resztę lampek chłopcy rozwiesili na dachu. Potem rozłożyli renifera. Po wykonanej robocie poszliśmy do domu na obiad, który zrobiła nam w między czasie Sue. 
*Z perspektywy Sue*
Teraz mieliśmy dzwonić to rodzin chłopców, aby ich zaprosić na wielkie wspólne święta. Na pierwszym miejscu była mama Liama pani Karen. Liam szybko na telefonie wykręcił numer do swojej mamy i włączył głośnik. Wszyscy w ciszy czekali aż pani Karen odbierze. PO trzech sygnałach odebrała.
- Słucham? - usłyszeliśmy miły głos kobiety.
- Cześć mamoo. - powiedział Liam
- Hej synku, jak życie mija. Już za tydzień na Święta tu do nas przyjeżdżasz, tak??
- Właściwie to dzwonimy wszyscy tutaj do ciebie w tej sprawie. Postanowiliśmy zorganizować jedną wielką Wigilię u nas w domu. Oczywiście jak chcesz możesz nam pomóc w przygotowaniach. - powiedział chłopak cały zestresowany na jednym oddechu. - zapraszamy także rodziny reszty chłopaków i ich dziewczyn.
- Jak reszta matek się zgodzi i jak przyjadą to ja też... - powiedziała
- Dziękujemy. - wykrzyknęliśmy wszystkich, a pani Karen zaczęła się śmiać, pożegnała się z nami i się rozłączyła.
Czas na kolejną mamę. Panią Anne , mamę Stylesa.
- Halo? - powiedział Harry gdy jego matka odebrała 
- Hej Harry, Słonko nie masz już problemów z pęcherzem, gdy ostatnio rozmawialiśmy bardzo cię bolał pęcherz, pamiętasz? - powiedziała zatroskanym tonem kobieta natomiast ja , zarówno jak i reszta parsknęła śmiechem.
- Mamo pogrążasz mnie. - sykną czerwony ze wstydu Loczek.
- A więc co chcieliście. - powiedziała kobieta, która zauważyła, że jest na głośniku. Harry powiedział jej to samo co Liam. Kobieta bez zastanowienia się zgodziła a potem pożegnała i rozłączyła.
*Z perspektywy Sophie*
Teraz mieliśmy dzwonić do mamy Niallera.
- Cholerne ciasteczka, znowu je przypaliłam. - krzyczała pani Maura.
- Emmmm...mamo??
- Cześć synu, znowu poparzyłam sobie palce piekąc te ciasteczka czekoladowe...- czasami posykiwała z bólu
- Mamo chciałbym ci przekazać dwie rzeczy. Po pierwsze jesteś na głośniku. Po drugie razem z moimi kolegami organizujemy wspólne Święta i chcemy was zaprosić na świętowanie z nami i rodzinami chłopcó i dziewczyn. - powiedział
- Oczywiście, że się zgadzam. Tylko jak my się tam pomieścimy?
- Damy radę. Teraz niestety muszę kończyć...
- Rozumiem, pa synku - powiedziała pani Maura i się rozłączyła.
Czas na mamę Tomlinsona - Jay
- Hallo - powiedziała pani Jay odbierając telefon
- Hej mamo, chciałbym cię zaprosić na wspólną Wigilię i Święta u nas w domu w Londynie, będą rodziny reszty moich przyjaciół, z którymi mieszkam i uwierz mi na pewni się pomieścimy. - powiedział.
- No dobrze widzę, że wszystko powiedziałeś co najważniejsze. Znając życie przyjedziemy, na razie muszę kończyć bo jestem na zakupach i muszę płacić.
- Cześć. - powiedzieliśmy wszyscy razem, a mama Tomlinsona zachichotała i się rozłączyła. 
Ze względu na to, że Zayn jest muzułmaninem i nie obchodzi Świąt on pojedzie po prostu do rodziny w odwiedziny.
*Z perspektywy Meg*
Znowu od samego rana uczyłam się. Przerobiłam już większość materiału. Od nauk oderwał mnie telefon od Marry.
- Siema, jak życie. - powiedziała Marry gdy odebrałam od niej telefon.
- Wszystko dobrze. - odpowiedziałam, wstając aby rozprostować kości.
- Jesteś teraz na głośniku i wszyscy teraz cię słyszymy a ty słyszysz nas. - powiedział Harry
- A więc, chcieliśmy cię zaprosić...-powiedział Niall
- Na wspólne świętowanie Świtą...-Liam
- Chcemy aby twoja rodzina też przyszła...- powiedziała Sophie
- Bardzo chcemy żebyś przyszła...- usłyszałam głos Lou
- Nie wiem czy to jest dobry pomysł.-powiedziałam
- Ale nasze rodziny też będą...- powiedziała Marry.
- Jeszcze się nad tym zastanowię. - powiedziała rozłączając się

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Czterdzieści Dziewięć

*Z perspektywy Sue*
Dzisiaj mogłam wrócić do domu. Lekarze powiedzieli, że nie ma sensu trzymać mnie tutaj skoro nie mam żadnych problemów ze zdrowiem, a rehabilitację mogę mieć w domu. Tak naprawdę to było wszystko przez Michaela. To on powiedział lekarzom, że mogę być wypisana...  W każdym razie teraz byłam w drodze do domu. 
- Hej! - krzyknęłam wchodząc do domu.
- Cześć - odpowiedzieli chórem witając mnie od progu. Od razu poszliśmy do salonu i zaczęliśmy oglądać Ekipę z Newcastle. 
- Mam taki mały pomysł..- zaczęła Marry - co powiecie na to, że zaprosimy tutaj na wielką Wigilię nazą najbliższą rodzinę.
- Nie wiem czy to wypali.. - powiedział Lou
- Damy radę, przecież rodzina moja i reszty dziewczyn mieszka tutaj w Londynie, a raczej będziemy mieli miejsce na resztę rodziców i rodzeństwa, a jak nie to jeszcze mamy nasze stare mieszkanie. Jak nie będzie gdzie spać to my się tam wyprowadzimy z paroma osobami...
- W sumie to czemu nie zawsze warto spróbować.- powiedział Zayn
- A będzie tam Megan? - zapytał z nadzieją w głosie Louis
- Na pewno ją przekonamy, żeby przyszła - powiedziałam. Nagle ktoś zapukał
- Ja otworzę - powiedziała Sophie
- Nie ja to zrobię, wyczułem jego zapach. - powiedział Nialler podrywając się do drzwi. Jak się okazało w drzwiach stał Michael.. - ty pewnie na rehabilitację do Sue. Ona jest w pokoju, pamiętaj szerokim łukiem omiń Sophie, chyba, że chcesz abym się znowu musiał powtórzyć...- powiedział chłopak. Potem ja i rehabilitant poszliśmy na rehabilitację.
*Z perspektywy Marry*
- Co będziemy dzisiaj robić?? Godzina jest jeszcze młoda..- powiedział Hazz
- A może pojedziemy na sanki?? - powiedział Nialler
- Hahahahahhaaahaa, najpierw trzeba mieć takie sanki.- zaczęła się śmiać Sophie
- Nie można iść do sklepu i sobie kupić?? - powiedział Hazz najwyraźniej podjarany całym tym pomysłem.
- No to co wy, chłopaki idziecie kupić nam trzy pary sanek, a ja próbuję namówić Meg na pójście z nami - powiedziałam
- Naprawdę, ją namówisz? - zapytał Lou
- Postaram się ale nic nie obiecuję. - odpowiedziałam i wzięłam swój telefon w celu zadzwonienia. Chłopaki już pojechali, a ja i Sophie zaczęłyśmy się użerać z Megan. Dziewczyna bardzo nie chciała iść...ale ostateczne się zgodziła. Za godzinę miałyśmy po nią przyjechać. W tym czasie chłopcy powinni się wyrobić, a my w miarę ogarnąć. Jedynie Zayn, Sue i Liaś musieli zostać w domu. Gdy chłopcy przyjechali całą ekipą władowaliśmy się do vana. Z przodu usiadł sam Tomlinson, jako nasz kierowca, ze specjalny wolnym miejscem dla Megan. Jak się umawialiśmy tak przybyliśmy po czekającą dziewczynę. Meg chciała władować się gdzieś do tyłu ale nie było miejsca i musiała siedzieć obok Lou. Nie cieszyła się z tego powodu.
- To gdzie mamy jechać? - zapytał Lou
- Na obrzeżach Londynu jest wiele górek, tam coś znajdziemy. - powiedziała Sophie
*Z perspektywy Megan*
- Łomie miało być w prawo, a nie w lewo. - powiedziałam trzymając mapę do Louisa. - Przecież tam były te górki na których można zjeżdżać!! Tak nam przynajmniej jakaś baba powiedziała gdy pytaliśmy się ją o drogę. - wrzeszczałam na cały samochód
- Tak rozumie, już zaraz się cofnę.
- Tak jasne, jesteśmy na wąskiej drodze w środku lasu. Żeby cofnąć musiałbyś wjechać w drzewo.. - powiedziałam a cała reszta śmiała się z nas. W końcu jakimś cudem zakręciliśmy i wróciliśmy do tamtych górek. Oczywiście Tomlinson musiał zarysować samochód. Na miejscu chłopaki wyjęli sanki. Sophie usiadła na jednych sankach a Nialler zaczął ją wozić tak samo było z Marry. Jedynie ja i Lou patrzyliśmy się na jedne sanki.
- Jak chcesz to...
- Dobra - powiedziałam przerywając mu. Szybko usiadłam na sankach, a Lou złapał za sznurek i zaczął biec po śniegu. W pewnym momencie pobiegł w stronę górki, wbiegł na nią i zjechał razem ze mną. Ogólnie wszyscy świetnie się bawiliśmy. Chciałabym żeby było tak zawsze ale niestety nie mogło tak być. W pewnym momencie stwierdziłam, że będę zjeżdżać na tyłku. Szybko zlazłam z sanek i usiadłam na śniegu.
- Co ty robisz?- zapytał mnie Lou
- Jak to co będę zjeżdżać na tyłku, nigdy tak nie robiłeś? - powiedziałam po czym zjechałam i wpadłam głową w ogromną zaspę śniegu.
- Nic ci nie jest? - powiedział. Oczywiście nie mogłam odpowiedzieć, bo miałam śnieg w ustach. Chłopak szybko złapał mnie za nogi i wyciągnął. 
- Dzięki, za pomoc - powiedziałam cała się trzęsąc.
- Nie musisz dziękować, po prosu daj buziaka w policzek. - za te słowa sama wrzuciłam go w zaspę i poszłam do reszty.
*Z perspektywy Sophie*
Po powrocie do domu wszyscy wzięliśmy gorącą kąpiel. Zebraliśmy się przed telewizorem w piżamach. Dzisiaj mieliśmy oglądać jakiś horror. Hazz wybierał, a więc możemy się spodziewa czegoś strasznego. 
- Harry co wybrałeś?? - zapytał Nialler z niecierpliwością.
- "Ludzka stonoga" - przeczytał tytuł złowieszczym tonem. Wszyscy zasiedliśmy wygodnie, a Harold włączył płytę. Na razie nie było niczego strasznego, później dopiero była jakaś masakra. Od niektórych scen, aż było mi niedobrze..
- Horan idziemy stąd, w naszej sypialni możemy porobić o wiele więcej ciekawych rzeczy... - starałam się zachęcić Irlandczyka do wyjścia, ale on był za bardzo zafascynowany tym filmem. W końcu wtuliłam się w jego ramię tak, że nic nie widziałam, potem założyłam sobie słuchawki i włączyłam moją ulubioną piosenkę Drinking  from the bottle. Siedziałam tak nieruchomo..
- Ej twoja propozycja jest nadal, aktualna? - zapytał Nialler zdejmując mi jedną ze słuchawek.
- Teraz to spadaj i oglądaj to głupie chujstwo...
- Ale czemu??
- Bo jak się coś proponuje to od razu trzeba korzystać. - powiedziałam i założyłam słuchawkę. Potem chyba usnęłam...

sobota, 19 stycznia 2013

Czterdzieści Osiem

*Z perspektywy Marry*
Po powrocie do domu ze szpitala szybko położyłam się spać. Niestety Harry stwierdził, że dzisiaj będzie się do mnie trochę dobierać. Jego zachowanie było skandaliczne. Zagroziłam mu budą psa naszego sąsiada i szybko się ogarnął. Koło godziny szóstej wstałam i poszłam wziąć szybki prysznic. Założyłam najgorsze łachy z szafy i zaczęłam budzić Hazze.
- Wstawaj czas trochę posprzątać, bo jak nie to wiesz co cię czeka... - chłopak wstał i pobiegł do łazienki jak oparzony. Potem po paru minutach był gotowy. Najpierw zeszliśmy do salonu, aby tam zacząć myć dywan. Wcześniej oczywiście przygotowaliśmy miski ze specjalnym płynem do mycia dywanów. Razem na kolanach zaczęliśmy szorować. 
- Boże, ale ten dywan jest brudny, piana jest cała szara. - powiedziałam
- Co prawda, ale wytłumacz mi dlaczego sprzątamy tutaj skoro i tak wszyscy wyjeżdżamy do swoich rodzin?
- Miałam taki pomysł, żeby tutaj zrobić wielką wspólną wigilię. Wiesz zaprosimy naszych rodziców i rodziców chłopców i dziewczyn...
- A co będzie z Meg??
- Też ją zaprosimy, ale na razie bierz się za mycie - powiedziałam. Przez resztę dnia szorowaliśmy dywany. Nawet Sophie do nas dołączyła ale dopiero wtedy kiedy było najmniej roboty...
*Z perspektywy Sophie*
Od rana miałam jakiegoś dziwnego lenia. Strasznie mi się nudziło. Nie miałam co z sobą zrobić. Nawet nie chciało mi się palcem ruszyć, nie mówiąc już o pójściu do łazienki i ogarnięciu się.
- Sophie wstawaj, ktoś przecież musi mi zrobić śniadanie! - rozkazał Nialler
- Wal się, chyba, że chcesz wylądować na balkonie jak Harry ostatnio..
- Widzę, że moja tygrysica ma dzisiaj zły humor? Może cię rozweselę .. - szybko wskoczył na łóżku i zaczął mnie całować po szyi. Owszem było to przyjemne uczucie, ale nie miałam  na to ochoty... Leżałam na łóżku sztywno. - Co się dzieje?
- Nic...
- No to czemu tak leżysz...?
- Bo wtedy lepiej mi się skupić i myśleć..
- O czym?
- O życiu Niall, o życiu...zebrało mi się na filozoficzne wywody. Chciałbyś ich posłuchać?
- Jeżeli się lepiej poczujesz... - powiedział od niechcenia
- A więc pierwsze pytanie na jakie chciałam sobie odpowiedzieć: czemu świat jest taki brutalny?
- Słonko idź ty się lepiej prześpij - powiedział Niall wstając i wychodząc z pokoju. Ja natomiast dalej pogrążyłam się w tworzeniu swojej filozofii życiowej.
*Z perspektywy Megan*
Od samego rana siedzę z nosem w książkach. Dopiero teraz zrobiłam sobie małą przerwę. Jak na razie przerobiłam dość sporo materiału, ale to jeszcze za mało. Teraz weszłam na twittera i na youtube. Zaczęłam tweetować do różnych ludzi. A także włączyłam sobie Metallice. Zaczęłam cytować kawałki ich piosenek. Aż w końcu minęła prawie godzina. Zrobiłam sobie kanapki i wróciłam do nauki. Dopiero wieczorem zeszłam do skrzynki po wszelkie ulotki, i listy. Wyciągnęłam parę gazetek z perfumerii i aptek i pewien tajemniczy list. Nie miał on znaczka, ale na kopercie było moje imię. Wbiegłam szybko po schodach i po paru minutach siedziałam na biurku pełnym książek i czytałam list. Pismo było dziwnie znajome. 

Megan, wiem że bardzo cię zraniłem... Chcę wszystko naprawić,
ale nie wiem jak. Gdybyś tylko chciała mnie wysłuchać...
Dałbym wszystko, gdybyś do mnie wróciła... bardzo za tobą tęsknię...
Nawet nie pamiętam jak to się wtedy stało. 
Mogłabyś się ze mną spotkać. Na przykład w sobotę w kawiarni
niedaleko naszego starego domu, koło godziny 16:00 będę na ciebie czekał...
Louis xxx  
Na pewno tam nie pójdę. Nie jestem gotowa na tak poważną rozmowę. Szybko sprzątnęłam książki z łóżka i poszłam spać starając się nie myśleć o Louisie.
*Z perspektywy Sue*
Lekarze powiedzieli, że moja rehabilitacja będzie miała miejsce w domu chłopców. To znaczy ja jutro wracam do domu a Michael będzie do nas przychodzić. Na pewno mój rehabilitant maczał w tym paluchy. Będzie próbował uwieść Sophie, podczas jego pobytu w naszym domu. Zachowywał się jak ostatni dupek. Mimo, że Sophie ma chłopaka, on nadal do niej zarywał. To było żałosne... na razie nie miałam co robić więc rozwiązywałam krzyżówki i sudoku. Wieczorem  kiedy Liam poszedł do domu się wyspać nie było co do roboty, ale już niedługo będę mogła siedzieć z tymi głupolami w domu. Postanowiłam wejść na twittera, aby sprawdzić swoje interakcje. Było tam pełno tweetów takich jak "wredna suka, mogłaś zdechnąć pod tym samochodem",  albo "następnym razem nie pozbierasz się jak teraz, ja tego dopilnuję" bądź "kurwa musiała się obudzić...znowu zacznie się rządzenie Liamem". Oczywiście inne dziewczyny mnie broniły nawet Sophie do tych wszystkich napisała tweeta, żeby się ode mnie odczepiły....
__________________________________________________________
Komentujcie, proszę. Wasze komentarze bardzo mnie cieszą i dzięki nim wiem, że mam dla kogo pisać

piątek, 18 stycznia 2013

Czterdzieści siedem

*Z perspektywy Marry*
Z samego rana poszłam otworzyc drzwi balkonowe Hazzie. Kolejny dzień spał na balkonie. Chłopak wpadł do domu cały zmarznięty. Położył się na łóżku i przykrył się kołdrą.
- Następnym razem nie będę taki głupi. - powiedział trzęsąc się z zimna.
- No mam nadzieję, ale powiem jedno trochę się za tobą stęskniłam i martwiłam się, żebyś się nie przeziębił...
- To znaczy, że mogą wrócic??
- Tak, ale jeszcze raz mi taki numer wywiniesz, to będziesz spac w budzie dla psa sąsiada...
- Mam spac w budzie tego dobermana!? Ty nie masz serca
- Ja tylko cię ostrzegam. - powiedziałam i ruszyłam do łazienki, tam standardowy prysznic i ogarnięcie włosów. Wyszłam pachnąca w dresach i poszłam do kuchni zrobic sobie kanapki z czekoladą i śmietaną. Jak to ja ubrudziłam się nimi podczas jedzenia na całej twarzy. Po zjedzeniu stwierdziłam, że skoro wczoraj padał śnieg to trzeba wyjśc trochę poszalec. Ubrałam się ciepło i wybiegłam szalec na śniegu. Najpierw zaczęłam robic orły na śniegu. Zabawa była przednia. Potem zaczęłam robić bałwana. Po paru minutach zobaczyłam, że Hazz cały czas mnie obserwuje i śmieje się, Zrobiłam ze śniegu kilka śnieżek i zaczęłam rzucać w okno. Robiłam to cały czas, aż okno było całe zasypane i nic nie było widać. Byłam pewna, że przeniesie się do drugiego okna, więc je też zaczęłam zasypywać. Niestety się myliłam bo Hazz zaraz wyskoczył z domu i rzucił się na mnie. Byliśmy cali w śniegu. W pewnym momencie zatopiliśmy się w namiętnym pocałunku. Czułam się cudownie. Dawno Harold mnie tak nie całował. Po pocałunku Harry spojrzał się na mnie tymi swoimi ślicznymi, zielonymi oczami, a po chwili było widać jego słodkie dołeczki...
*Z perspektywy Sophie*
Po obiedzie, który oczywiście musiałam zrobić ja po kto inny jak nie ma Meg i Sue - naszych głównych kucharek - pojechaliśmy do Sue w odwiedziny. Naszym celem było również wyciągnięcie Liama. Gdyby chociaż spędzał noc w domu, a nie na oddziale to by było dobrze. P dotarciu na miejsce poszliśmy do sali Sue. Nie zastaliśmy tam nikogo, oprócz jej "lokatorek". 
- Wiecie gdzie jest Sue i Liam? - zapytałam się jednej z kobiet leżących w sali
- Sue poszła na rehabilitację godzinę temu a więc zaraz powinna tutaj być, a chłopak poszedł coś zjeść. Oboje powinni być niedługo. - odpowiedziała. Tak też było. Najpierw przyszła Sue z jej rehabilitantem...
- Sophie co ty tu robisz??? - zapytał Michael, który jak się okazało rehabilitował Sue..
- Mam nadzieję, że nie każesz mi się dzisiaj powtarzać? - Nialler staną szybko przedemną...
- Hę, nie rozumiem o co ci chodzi?? - zapytał zdezorientowany Michael
- Znowu muszę to robić... Jestem Niall. Jestem jej chłopakiem. Nie masz u niej szans. - znowu ten sam głupawy uśmiech...
- Mówiłeś mi to wczoraj...ale ja nie zamierzam z niej rezygnować...już raz jej wyznałem, że mi się podoba i będę robić wszystko żeby z nią być...
- Hej, zaraz zaraz to Sophie jest tą dziewczyną o której mi wczoraj opowiadałeś? - powiedziała Sue
- Tak? Skąd wy się znacie?
- Przyjaźnimy się. Tak poza tym to chyba jesteś w pracy a nie na spotkaniu towarzyskim, masz innych pacjentów. - powiedziała Sue
*Z perspektywy Sue*
- Przepraszam cię Sophie - powiedziałam
- Ale za co?
- Powiedziałam Michaelowi, żeby się nie poddawał i okazywał swoje uczucia do ciebie, bo przez to może docenisz jego wysiłki. Z tym, że nie widziałam, że ty jesteś tą dziewczyną..
- Nic się właściwie nie stało. Jakoś sobie dam rade. Nialler od razu jak czuje jego zapach zaczyna kręcić się bliżej mnie i obserwować teren. - zaśmiała się Sophie
- Coś w tym jest... - powiedziała Marry
-  A właściwie gdzie jest Meg?
- Wyprowadziła się wczoraj rano, ale na pewno cię odwiedzi..
- No mam taką nadzieję. - potem siedzieliśmy wszyscy i rozmawialiśmy o naszych planach na święta. Po jakimś czasie przyszedł do nas Liam, byliśmy prawie w komplecie. Brakowało nam Megan i Louisa. Dyskutowaliśmy o wszystkim.
- A planujcie gdzieś studiować? - wypalił nagle Zayn
- Ja zawsze interesowałam się gastronomią, ale zrobiłam sobie rok przerwy... - powiedziałam
- Twój talent na pewno zostanie doceniony - powiedział Liam całując mnie w czoło. - A jak z wami?
- Jeszcze nie wiem, nie zastanawiałam się nad tym - powiedziała Sophie i temat się urwał..
*Z perspektywy Megan*
Tylko jak się obudziłam poszłam się ogarnąć. Założyłam ciemniejsze dżinsy, bluzkę i marynarkę. Do większej torby wsadziłam wszystkie moje papiery i poszłam na umówione spotkanie z dziekanem uczelni. Jest możliwość, że od następnego semestru będę chodziła na  wykłady. Uczelnia do której miałam się spotkać, kształciła przyszłych radców prawnych, prawników itp. Gdy byłam gotowa szybko wyszłam na przystanek autobusowy. Na moje nieszczęście były duże korki i mogłam się spóźnić. Po 30 minutach stania w korku przybyłam na spotkanie z pięciominutowym opóźnieniem. Mężczyzna już na mnie czekał. Wyglądał na  nieco starszego człowiek a lekko siwych włosach i w okularach. Miał na sobie białą koszulę, muchę, spodnie od garnituru i marynarkę.
- Dzień dobry. Chciałam przeprosić za spóźnienie, ale były dość spore korki. - powiedziałam podchodząc
- Dzień dobry, rozumiem rozumiem. Zapraszam do mojego gabinetu. - powiedział uprzejmie wskazując na drzwi. Weszłam tam razem z nim. - Mam rozumieć, że pani przynosła wszystkie papiery?
- Tak, oczywiście - powiedziałam wyjmując kartki i podając je dziekanowi.
- Wszystko się zgadza, jest pani świetnym materiałem na dobrego studenta. Idealne wyniki w nauce. Teraz pani musi zdać egzaminy z całego pierwszego semestru i może się pani tutaj uczyć.
- Oczywiście tylko kiedy mam je zdać?
- Teraz będzie przerwa świąteczna i studenci będą jechać do rodzin, a więc może po świętach kiedy  uczniowie będą przychodzić na poprawki to pani zda jako pierwsza...
- Dobrze, mam strasznie dużo czasu. Tylko mam pytanie, mogłabym wypożyczyć parę materiałów do nauki z biblioteki. 
- Dobrze, pójdę nawet z panią, aby bibliotekarka nie miała, żadnych "ale" - powiedział i poszliśmy razem do biblioteki. Potem poszłam do domu zacząć się uczyć...
_____________________________________________________________
Proszę  o komentarze ;D

czwartek, 17 stycznia 2013

Czterdzieści sześć

*Z perspektywy Sophie*
Po obiedzie siedziałam w oknie w salonie z kubkiem gorącej czekolady. Patrzyłam się na spadające płatki śniegu. W pewnym momencie ktoś zapukał. Tommo powiedział, że pójdzie otworzyć. Ja zaczęłam nasłuchiwać. 
- Cześć. - poznałam znajomy głos Michaela. Od razu zeskoczyłam z parapetu i poszłam podsłuchać o czym gadają.
- Hej, z kim mam przyjemność rozmawiać? - zapytał Lou, pewnie nie spodziewał się gości.
- Jest Michael, przyszedł odwiedzić Meg. - powiedział. W tej chwili lekko mu współczułam bo Louis dostał jakiegoś szału.
- Coooo? Pewnie się z nią spotykasz? Radzę ci odczepić się do niej...! - zaczął wymachiwać łapami na wszystkie strony. Coś czuję, że skończy się to bójką. Ja i Horan szybko zareagowaliśmy. Nialler odciągnął Lou a ja szybko założyłam buty, złapałam chłopaka ca nadgarstek i wybiegłam z domu. Dopiero za zakrętem stanęliśmy.
- Weź szalik po się przeziębisz. - powiedział oddając mi go. Ja szybko założyłam szalik i wyjaśniłam Michaelowi, że Lou to były Meg i dlatego tak się zachował.
- Wiesz co, ja nie przyszedłem tutaj spotkać się z Megan tylko zobaczyć się z tobą...
- Wczoraj Niall coś ci wyjaśnił. - oddałam mu szalik, ale on mnie przytrzymał - co ty wyprawiasz?
- Chcę abyś była ze mną... - w tym momencie Nialler ni z tąd ni z owąd wyskoczył i znowu staną między nami.
- Nie wiem czy mnie pamiętasz. Jestem Niall. Jestem jej chłopakiem. I nie będziesz miał u niej szans. Mówiłem ci to wczoraj na lotnisku. - powiedział mój chłopak z głupawym uśmiechem. Potem razem wróciliśmy do domu zostawiając Michaela  samego.
*Z perspektywy Sue*
Już jestem na nowym oddziale. Jest tutaj dość sporo praktykantów niewiele starszych ode mnie. Często wdawałam się z nimi w dyskusje. Za jakieś pół godziny miał przyjść praktykant, który miał prowadzić moją rehabilitację. Liam właśnie poszedł coś zjeść. W tym czasie chłopak powinien już się zjawić. Przyszedł wcześniej, właśnie dlatego o 15 min wcześniej zaczęliśmy rehabilitację. Polegała ona na podstawowych ćwiczeniach.
- Mógłbyś mi coś o sobie powiedzieć? - zagadnęłam go
- Nazywam się Michael, pochodzę z Australii. 
- Coś jeszcze?? - zapytałam - Może masz dziewczynę. - nagle wypaliłam - wiesz żeby nie było ja mam chłopaka.
- Spoko rozumiem, po prostu chciałabyś wiedzieć coś o mnie więcej? - zaśmiał się. A ja cała czerwona przytaknęłam. - mam mały problem sercowy. Taka dziewczyna, która mi się podoba odrzuca moje zaloty. Mówi, że ma chłopaka. 
- Nie poddawaj się może cię w końcu doceni - powiedziałam i zajęłam się ćwiczeniami. Okazało się, że jest bardzo dobrym rehabilitantem. Odpowiednio dobra ćwiczenia i po dwóch godzinach ciężkiego wysiłku potrafiłam już stać. Mój lekarz prowadzący powiedział, że powinnam chodzić po korytarzu szpitalnym razem z balkonikiem.
*Z perspektywy Marry*
Leżałam z założonymi rękami na kanapie. Byłam zła na Hazze za ten numer w saunie. Myślałam, że go pogryzę z nerwów. Na dodatek machał mi tyłkiem przed twarzom. Zasłaniał mi telewizor a akurat leciała ekipa z new jersey.
- Marry znudziło mi się już to machanie tyłkiem przed twoim nosem...- powiedział Hazz
- To usiądź na dupie i oglądaj
- Ale to jest nudne, oni nic tam nie robią, nie to co my w nocy.
- Erotomanie przez najbliższy czas śpisz na balkonie - wpadłam na genialny pomysł, stwierdziłam, że dawno nie grałam w zumę. Gwałtownie się poderwałam i pobiegłam do pokoju po mojego laptopa, Harry oczywiście zrobił to samo co ja. Włączyłam go i w google wpisałam "ZUMA". Szybko ściągnęłam pełną wersję gry na kompa i zainstalowałam. Ta papuga Styles zrobił to samo. Postanowiłam zrobić z nim sobie mały turniej gry. Szliśmy łeb w łeb, nie dawałam się. Strzelałam tymi kulkami. Zwyzywałam tą grę równo. Harry moim zachowaniem był przerażony.
- Marry, Słonko nie poznaję cię.
- Trudno ja muszę po prostu wygrać i zrobię to za wszelką cenę. - powiedziałam ratując się przed zjedzeniem. Harry niestety zagapił się i stracił ostatnią żabkę. Z radości zaczęłam tańczyć, a Harry płakał z powodu przegranej.
*Z perspektywy Megan*
Po długim rozmyślaniu stwierdziłam, że moje papiery są w biurku mojego taty, w domu moich rodziców. Postanowiłam do nich zawitać i poprosić o nie. Szybko się ubrałam i taksówką pojechałam do ich domu. Na podwórku stało wiele fanek, które wydzierały się, że "Liz to najgorsza suka na świecie". Interwencja policji nic nie zdziałała. Podeszłam do jednej z fanek.
- Co się tu dzieje? 
- Ty, ty, ty jesteś Megan zraniona dziewczyna Louisa. Dla ciebie tu jesteśmy- zdziwiona odeszłam od niej. Stanęłam na schodach prowadzących do domu i głośno gwizdnęłam. Wszystkie oczy zwróciły się w moją stronę.
- Dziewczyny, po co tu jesteście? Jeżeli chodzi o tę sprawę z Lou i Liz to zostawcie ją tam do rozwiązania. Takie zachowanie nic nie załatwi, a nawet może pogorszyć sytuację. Z niektórymi słowami niestety muszę się zgodzić. Ale oprócz Liz mieszkają tu moi rodzice i przez wzgląd na nich proszę was o zaprzestanie tego. - powiedziałam a fanki zaczęły się rozchodzić. Ja w takim razie zapukałam do drzwi. Otworzyła mi maka.
- Hej
-  Cześć - wpuściła mnie do środka
- Nie martw się nie zabawię tu długo. Przyszłam po moje papiery. - matka bez słowa poszła do gabinetu i przyniosła mi teczkę.
- Dziękuję, że uspokoiłaś te fanki - szepnęła
- w końcu jesteście moimi rodzicami a do rodzicom powinno się pomagać. - powiedziałam i wyszłam.
________________________________________________________________________
Mile widziane są KOMENTARZE

środa, 16 stycznia 2013

Czterdzieści pięć

*Z perspektywy Sue*
Liam szybko wszedł do mojej sali. Nic nie mówiąc podszedł do mnie i mnie mocno przytulił. Oczywiście odwzajemniłam uścisk. Łzy spływały mi po policzkach. To była długo wyczekiwana chwila.
- wiesz jakiego stracha nam napędziłaś. Bałem się, że już więcej się nie zobaczymy. Lekarze nawet nie dawali ci szans.
- ciiiiiii... Wiem o tym, ale teraz cieszmy się, że tutaj jesteśmy razem. Tak poza tym to cieszmy się po za tydzień i dwa dni są święta.
- widzę, że już sobie policzyłaś dokładnie
- owszem przecież to moje ulubione święto. Tak w ogóle to wiesz kiedy wychodzę, bo ja wiem...
- no to mów
- za tydzień.
- to możemy być razem na Święta...
- nie jedziesz to rodziców?? - zapytałam
- chciałem święta spędzić z tobą.
- ale wiesz że idę do rodziców...
- tak wiem, ale nie będziesz zła, bo coś czuję, że się lekko wprosiłem...
- ale głupi jesteś, przecież byłam pewna, że wolisz spotkać się z twoją rodziną niż moją...
- z chęcią poznam twoją matkę i ojca...
- zapomniałeś, że ja od nich uciekłam?? Myślisz, że dlaczego nie widziałeś tutaj mojej matki i mojego ojca...
- to gdzie chciałaś spędzić święta?
- prawdopodobne udałabym, że jadę na dworzec a potem bym siedziała w domu i płakała w poduszkę...
- no to jedziemy do mojej rodziny
- wiesz co Liam nie jestem chyba na to jeszcze gotowa ale to przemyślę.. - powiedziałam i temat się urwał. Resztę dnia i nocy spędziłam na gadaniu z Liamem. Okazało się, że jeszcze nie przeniosą mnie na inny oddział bo nie ma tam miejsca.
*Z perspektywy  Megan*
 Z samego rana wymyłam się i ubrałam w to. Jak wróciliśmy wczoraj z lotniska nawet się nie rozpakowałam. Zostałam tu tylko i wyłącznie, żeby odpocząć po podróży. Rano miałam zamiar szybko się stamtąd ulotnić. W domu chłopców było zbyt dużo wspomnień. Sophie i Marry dały mi klucze do ich starego mieszkania. Wzięłam walizki i ruszyłam w stronę schodów.
- przyniosłem ci śniadan... - niestety musiałam spotkać Louisa - gdzie się wybierasz??
- wyprowadzam się, nie widzisz tej walizki
- ale czemu??
- nie mam zamiaru mieszkać z tobą pod jednym dachem.
- nadal masz do mnie żal
- no raczej - powiedziałam chcąc przejść obok niego. On zagrodził mi drogę. - co ty wyprawiasz
- nie pozwolę ci znowu odejść, bo cię kocham...
- gdybyś mnie naprawdę kochał, to byś mi takiego świństwa nie odwalił - w końcu mnie przepuścił. Widziałam jak łza spływa mu po policzku. Wiedziałam, że mu zależy. Prawdą było, że mnie kocha i ja go też kocham, ale czy jestem w stanie mu to wybaczyć. Akurat Harry i Marry gdzieś się wybierało więc zabrałam się z nimi. Po paru minutach byłam na miejscu. Szybko otworzyłam drzwi klatki schodowej i wbiegłam na drugie piętro. W mieszkaniu zastanawiałam się nad moim dalszym losem. Zastanawiałam się czy przyjmą mnie na jakieś studia od drugiego semestru. Wtedy znalazłabym pracę i mogłabym studiować. Tylko teraz gdzie są moje wszystkie świadectwa i wyniki z matury? 
*Z perspektywy Marry*

Ja i Harold zaplanowaliśmy mały wypad do spa. Właściwie to ja go zmusiłam do tego. Gdy już wychodziliśmy okazało się, że Megan też musi się gdzieś wybrać i poprosiła nas o podwiezienie. Gdy już we dwójkę poszliśmy do spa, najpierw zawitaliśmy u masażystów. Dobry masaż dobrze nam zrobił. Potem Harry zaczął się srać żebyśmy poszli do sauny. Ostatecznie się zgodziłam. Nie wiem jak Hazz to zrobił ale cała jedna kabina była dla nas. Wiedziałam co się święci, ale bardzo mi się to podobało. Weszliśmy do środka w białych ręcznikach. Usiedliśmy na przeciwko siebie i wymienialiśmy się spojrzeniami. Raz przygryzło się wargę, a raz puściło się mu oczko. W pewnym momencie Harry wstał. Zaczął tańczyć jakiś sexy dance. Ja patrzyłam się na niego jak na idiotę. W pewnym momencie Harremu spadł ręcznik.
- w tym momencie zaoszczędziliśmy czas - powiedział niebezpiecznie zbliżając się do mnie - a więc Marry siad płaski do laski
- hahahaha chyba sobie śnisz...- w tym momencie weszła jakaś babka do sauny.
 - o przepraszam chyba się pomyliłam. - powiedziała speszona i uciekła.
- Harry zbieraj się koniec tego dbania o ciało... - powiedziałam wychodząc z sauny i kierując się do szatni. Powróciliśmy do domu. Sophie akurat kończyła obiad i razem zasiedliśmy do stołu.
*Z perspektywy Sophie*
 Rano obudziłam się w dość dziwnej pozycji. Leżałam naga, przykryta dywanem, pod łóżkiem. Horana natomiast nigdzie nie widziałam. Nie przejmowałam się tym, przecież on mógł już wstać. Wygrzebałam się spod łóżka i obwinięta w dywan podeszłam do szafy aby wyciągnąć z niej ubranie. Potem poszłam do łazienki. Szybki prysznic odświeżył mnie. Ubrałam wybrane ciuchy i zlazłam na dół. Tam siedział Niall z bandażem na dłoni. 
- Co ci się stało kocie?? - zapytałam siadając na jego kolanach
- To ty mi to zrobiłaś. - jęknął żałośnie
- Kiedy i jak zdziwiłam się??
- Podczas naszego wczorajszego "witania się"...
- To pewnie przez te paznokcie...
- O tak nie źle mnie podrapałaś, ale teraz chodź robić obiad. - powiedział ciągnąc mnie do kuchni. Postanowiliśmy zrobić rybę z frytkami i sałatką. Założyłam swój śliczny fartuszek w koniczynki, a Nialler znalazł jakiś fartuch z ciałem jakiegoś kulturysty. Niall miał zająć się warzywami, a ja rybą i frytkami. Gdy ja smażyłam rybę Horan użerał się z ogórkami do pokrojenia. On nie umiał nawet posłodzić herbaty nie mówiąc już o krojeniu warzyw. Znając życie będzie miał pokaleczone palce. Na szczęście szybko sobie poradziłam zz tą rybą i tymi frytkami i pomogłam temu dzieciakowi przy sałace. Akurat gdy my skończyliśmy robić obiad Marry i Harry przybyli.
_______________________________________________________________________
mile widziane są KOMENTARZE 

wtorek, 15 stycznia 2013

Czterdzieści cztery

*Z perspektywy Megan*
W samolocie włączyłyśmy sobie laptopa. Na początku wbiłyśmy na facebooka, nie logowałam się na niego od jakiegoś czasu a więc spodziewałam się miliona powiadomień. Jak zawsze parę osób zaprosiło mnie do grona znajomych, zostałam oznaczona na jakiś tam zdjęciach i teraz najważniejsze Liz zmieniła swój status z "wolny" na "chodzi z Nathanem". Myślałam, że bedzie z Louisem,bo do tego cały czas dążyła. Wiem tylko, że Zayn spotyka się od paru dni z jakąś Perrie. Przynajmniej on jest szczęśliwy. Potem razem z Sophie wbiłyśmy na twittera. Napisałyśmy, że wracamy do Londynu. Sophie napisała do Niallera, żeby przyjechał po nas na lotnisko. Po jakimś czasie zauważyłam znajomą twarz w samolocie w naszym przedziale. Obserwowałam tą osobę przez dłuższy czas. Po długim namyślaniu kto to może być stwierdziłam, że ta osoba mi się przygląda i się uśmiecha. Wtedy dostałam olśnienia. To był Michael. Podszedł do nas i usiadł między nami.
- kiełbasa wczoraj smakowała? - zapytała się Sophie
- tak i to bardzo. - odpowiedział Michael.
- o co chodzi? - zaciekawiona zapytałam
- później ci wszystko opowiem - szepnęła Sophie - a tak w ogóle to co ty tu robisz - zwróciła się do chłopaka
- od jakiegoś czasu mieszkam w Londynie i teraz wracam z miesiąca u babci.
- czemu się nie odezwałeś? - zapytałam z wyrzutem
- w całym Londynie jest o tobie głośno, wiec dokładnie wiedziałem co u ciebie i nie czułem potrzeby się z tobą kontaktować
- aha super - dalszą drogę rozmawialiśmy o totalnych bzdurach. 
*Z perspektywy Sue*
W końcu znowu się obudziłam. Lekarz podobno cały czas siedział w mojej sali i czekał na moje wybudzenie. 
- Bardzo się cieszę, że się pani obudziła - powiedział - na razie zostanie pani na obserwacji w szpitalu i na rehabilitacji. Myślę, że nie będzie ona trwała długo. Za jakąś godzinę przeniesiemy panią  na inny oddział.  Na razie prosimy wypoczywać. Pani chłopak bardzo chce z panią rozmawiać, czy wprowadzić go do sali?? 
- Oczywiście, że tak. Bardzo się, za nim stęskniłam. Słyszałam, że fanki są pod szpitalem i pewnie cały czas myślą, że jestem w śpiączce, tak?
- Rzeczywiście tak jest.
- Mogłabym na chwilę podejść d okna i im się pokazać?
- Nie powinna pani, ale zgadzam się, lecz musi pani usiąść na wózku - wskazał na wózek stojący w kącie. Szybko przystałam na tę propozycję. Lekarz otworzył okno, żeby lepiej było mnie widzieć i pomógł mi usiąść na wózku podjechaliśmy do okna.
- Hej! - krzyknęłam wychylając się z okna. Fanki chyba nie zorientowały skąd było to "Hej" bo dość długo się rozglądały - Ej tu na górzeeeeee! - znowu krzyknęłam a dziewczyny automatycznie spojrzały się w okno mojej sali. Pomachałam im, a one mi odmachały. Z ich twarzy było widać, że są szczęśliwe. Potem lekarz zabrał mnie z okna i pomógł położyć się na łóżku  zawołał Liama do sali.
*Z perspektywy Sophie*
Właśnie mieliśmy lądować. Michael wrócił na swoje siedzenie, a my zaczęłyśmy zapinać się pasami. W końcu wylądowaliśmy. Wspólnie z Megan wyszłyśmy z samolotu i za pomocą specjalnego samochodu wjechaliśmy do budynku lotniska. Tam poszłyśmy szukać naszych bagaży. Nialler już czekał na nas. Megan od razu znalazła swoje walizki a ja tego zrobić nie mogłam. Biegaliśmy po całym lotnisku szukając dwóch różowych walizek. W pewnym momencie Michael wyskoczył z moimi walizkami.
- Skąd je wziąłeś? - zapytałam ze zdziwieniem podchodząc do chłopaka
- Wiedziałem jakie masz walizki więc je wziąłem...
- Taaaa ale po co, znalazłabym je. - powiedziałam zabierając mu je
- Ale ja chciałem ciebie jeszcze raz...
- Jeszcze raz co ?!
- Jeszcze raz zobaczyć - zdziwiłam się po usłyszeniu tych słów
- Słucham? - ledwo wykrztusiłam z siebie
- Podobasz mi się... - powiedział już znacznie pewniej. W pewnym momencie on zbliżył się do mnie na niebezpieczną odległość i ... i wtedy wkroczył Niall. Mój chłopak zwinnie wślizgną się między nas i odsuną MIchaela.
- Hej, jestem Niall. Jestem jej chłopakiem. Coś czuję, że raczej nie będziesz z moją dziewczyną. To cześć. - powiedział. Wziął mnie za rękę i wyprowadził. Zaraz za nami szła Megan.
- Hej, Niall mam dla ciebie prezent - zatrzymałam się przed lotniskiem i z torby wjęłam pudełeczko.
- Dziękuję. - powiedział i zaciekawiony otworzył pudełeczko. Ucieszył się na widok bransoletki z moim imieniem. Potem wszyscy władowaliśmy się do samochodu i pojechaliśmy do domu.
*Z perspektywy Marry*

Sue znowu się obudziła. Bardzo się z tego cieszę. Na dodatek pokazała się fanom, które nawet płakały z jej powrotu do zdrowia. Aktualnie siedzę sobie w wannie. Dziewczyny już przyjechały. Sophie wita się z Niallem w swoim pokoju. Za to Megan zamknęła się w pokoju gościnnym a Lou próbuje sie do niej dostać. Raz nawet chciał wejśc do niej przez okno, ale ta z zimną krwią go zrzuciła. Ubrana w skąpą piżamkę weszłam do mojej sypialni. Harry siedział tam dziwnie podjarany z laptopem na kolanach. Co jakiś czas przygryzał wargę. Jego uśmiech wskazywał na to, że ogląda jakiegoś pornosa.
- Harry, kochanie co tak oglądasz??
- nic nic - nie oderwał nawet wzroku od ekranu. Na pewno jakieś gołe baby w necie ogląda. Szybko podeszłam do niego a tam najgorsze co mogło być. Harry oglądał teledysk do piosenki Calvina Harrisa Drinking from the bottle. Harry spostrzegł się, że dokładnie widzę co ogląda - chciałbym żebyś tańczyła jak tamte laski
- Słucham?? - zaczęły mi puszczać nerwy
- No wiesz umiejętność takiego tańca tylko pomaga w grze wstępnej.
- Dosyć tego, w tej chwili zakładam ci blokadę rodzicielską i od dzisiaj przez następny tydzień śpisz na balkonie!!!!!! - krzyknęłam wypychając go na balkon i zamykając drzwi.
_________________________________________________________________________
Komentarze mile widziane ;D

niedziela, 13 stycznia 2013

Czterdzieści trzy

*Z perspektywy Sue*
Całą noc lekarze badali mnie. Musiałam opowiadać cały swój życiorys i odpowiadać na pytania, na które tylko ja znałam odpowiedź. Doktor kazał mi odpoczywać. Nikt nie mógł mnie odwiedzać. Cały czas siedziałam sama w wielkim białym pomieszczeniu. Nagle ktoś wszedł do mojej sali. Był to oczywiście lekarz.
- Pani stan zdrowia jest już stabilny. - zaczął - Musimy przekazać pani ważną informację. Ciężko mi o tym mówić, ale...
- Ale??- zapytałam przerażona
- Gdy potrącił panią samochód, pani straciła dziecko. - powiedział spuszczając wzrok. Szybko wyszedł z sali zostawiając mnie z tymi słowami. Momentalnie łzy napłynęły mi do oczu...Liam chyba o tym wiedział...byłam przerażona. Nagle zrobiło mi się gorąco. Oczy same mi się zamknęły. Bezwładnie upadłam na poduszki...
*Z perspektywy Marry*
Śmiałam się wniebogłosy. Harry natomiast piszczał z bólu. W końcu zlitowsłam sie nad biedakiem i pomogłam mu wstać.
-nie mogę ruszać ręką - powiedział przerażony
- jak to ? Zaraz zabiore cie do szpitala.
- okey - szybko się ubraliśmy i juź byliśmy w drodze. Nagle zadzwonił telefon. Okazalo sie ze Sue sie obudziła zeszłej nocy ale teraz zasłabła. Postanowiłam pojechać na skróty. Na moje szczęście trafilam na paradę zorganizowaną przez "stowarzyszenie kochajace koty". Harry chciał mi wyskoczyć z samochodu. Oczy mu sie zaswiecily. Na tej paradzie było pełno ludzi przebranych za koty. Było tam pełno tych zwierzaków. Specjalne platformy były w kształcie lwów i tygrysów. Na szczęście znalazłam szybko wyjście z parady. Po paru minutach byłam juz w szpitalu. Na odziale lekarz powiedział, ze Harry złamał sobie dwa palce: kciuka i malego. Lekarz szybko założył mu gips. Potem pobieglismy na odzial do Sue. Liam przestraszony rozmawial z lekarzem. odeszliśmy do niego gdy skonczyl dyskusje.
- co się stało-zapytałam
- Sue poroniła i teraz się o tym dowiedziała, to właśnie dlatego straciła przytomność.
- to straszne. - westchnął Harry
- cicho siedź teraz musimy się modlić aby się obudziła- warknęłam
- czemu?
- łomie wiesz co dziewczyna przezywa kiedy dowiaduje sie ze jej dziecko nie zyje, szczegolnie wtedy gdy instynkt macierzynski sie budzi.
- nie wiem przeciez jestem facetem
- takiej odpowiedzi moglam sie spodziewac. Wiesz co Harry przydaj sie na cos i idz kup cos do jedzenia bo Liam jest na pewno glodny, a jak nie to ja cos z checia zjem
- no dobra ide - powiedzial naburmuszony. Teraz staralam sie wytlumaczyc Liamowi ze Sue napewno sie obudzi, ze to tylko jej chwilowa slabosc, ze na pewno razem za reke wyjda razem z tego szpitala. Ale najtrudniejszy okres dopiero przed nimi. Teraz zacznie sie rehabilitacja. Mozliwe jest ze Sue od nowa bedzie sie uczyla chodzic. To jest przerazajace, ale musimy wszyscy stawic temu czola.
- jestem z zapiekanka z czosnkiem - powiedzial Harry
-Harry jak to jest dla mnie to wsadz se to w  nos bo jestem uczolona na czosnek! - Harry szybko uciekl z zapiekanka z czosnkiem i przyniosl mi zapiekanke z serem.
*Z perspektywy Sophie*

Wieczorem zaczelysmy sie pakowac. Oczywiscie nie obylo se bez biegania po domu i szukania swojego stanika czy majtek,a takze nie moglam znalezc swojej pizamy. Musiałam jeszcze pojsc do jubilera bo branzoletki. Szybko zalozylam buty wzielam trobe i śkowalam do niej portfel. Pobieglam w strone centrum. Po drodze oczywiscie musialam spotkac Michaela.
- gdzie idziesz - zagadną
- nie twoj interes! - warknęłam
- wiedźma
- łom
- widzę ze w strone centrum idziesz. Pojdzimy razem bo juz ciemno jest, a w tej okolicy czesto laza jakies podejrzane typy.
- w sumie to dobrze bo troche jestem przerazona. Tak wogole to po co idziesz do centrum o tej porze?
- nie bedziesz sie smiac?
-nie
- zachcialo mi sie kielbasy i lece do miesnego na przeciwko jubilera
- okey akurat musze isc do jubilera- powiedzialam i sie usmiechnelam do niego. Resze drogi przebylismy w ciszy. W koncu dotarlismy na miejsce. W miesnym byla dosc spora kolejka natomiast u jubilera byly dwie osoby. Weszlam do srodka i czekalam az jubiler obsluzy tamte osoby. W koncu nadeszla moja kolej. Podalam mezczyznie specjalna karteczke wypisana wczesniej. Zsplacilam za branzoletki i poprosilam ladne opakowanie na jedna z nich i wyszlam ze sklepu. Widzialam ze Michael byl drugi w kolejce w sklepie, a wiec postanowilam na niego poczekac na dworze. Wolalam z tym frajerem wracac niz isc sama przerazona. Nagle jakies kolesie zakrecily sie kolo mnie. Blagalam w duszy aby se do mnie nie odzywali.
- siema mala - niestety moje blagania nie zostaly wysluchane. Rozpoznalam tamtego kolesia. To byl ten cholerny Bruce.
- Mała to jest twoja pała, ja jestem niska - ospowiedziałam
- ooo widze ze niegrzeczna dziewczynka z ciebie jest - powiedzial lapiac kosmyk moich wlosow. Odruchowo pacnelam go w reke, tak aby puscil moje klaki
- mozesz mnie nie dotykac? - dodalam
- hej Sophie mozemy juz wracac - powiedzial biorac mnie pod ramie Michael. Ja rzucilam zlowrogie spojrzenie Brucowi i zaraz za zakrętem Zabralam swoja reke spod reki Michaela.
- dzieki
- nie ma za co ten caly Bruce
18:29
to nachalny typ. - powiedzial i odprowadzil mnie do domu.
*Z perspektywy Megan*
 Z samego rana szykowałyśmy się do wyjazdu. Babcia napiekła nam ciastek i rogalików na drogę. My zaczęłyśmy sprzątać w wypożyczonym samochodzie. Zrobiłyśmy tam z Sophie niezły chlew. W końcu o 12:35 spakowałyśmy wszystkie nasze bagaże i wyruszyłyśmy do stolicy. Przez całą drogę słuchałyśmy nowej płyty chłopców, a także przebojów Calvina Harrisa  Davida Guetty, Bawiłyśmy się niesamowicie.
- Hej, z kim babcia Beth jedzie na ten romantyczny rejs? - zapytała mnie Sophie
- Z jej przyjacielem z klubu gry w bingo. Od początku swojej znajomości mieli się ku sobie, a kiedy dziadek wziął rozwód z babcią bardziej się do siebie zbliżyli. - moją wypowiedź przerwał dzwonek telefonu Sophie. Dziewczyna wysłuchała co jej rozmówca ma jej do powiedzenia. 
- Sue wróciła do zdrowia, ale na wieść o tym, że poroniła straciła przytomność -powiedziała rozłączając się,
- To w sumie dobra i zła widamość
- Masz rację, ale ty  lepiej się sup na jeździe bo już w centrum jesteśmy...
- A no tak, lotnisko jes tuż tuż, a do lotu mamy jakieś 30 minut.
- Okey, teraz skręć w prawo i wjedziemy na parking lotniska, szybko oddamy wypożyczony samochód i pójdziemy na odprawę. - powiedziała Sophie. Wszystko poszło sprawnie i już siedziałyśmy w samolocie...
_________________________________________________________________
Przepraszam za błędy bo na fonie pisałam xD
POLECAM BLOGA MOJEJ KOLEŻANKI LINK !!!!!!!!

sobota, 12 stycznia 2013

Czterdzieści dwa

*Z perspektywy Megan*
Moja rozmowa z  Lou polegała na tym, że on cały czas płakał, a ja go musiałam słuchać. Powiedziałam mu, żeby się trzymał, miał jak najszybciej naprostować plotki wyssane z palca przez jakiś dziennikarzy i tyle miałam mu do powiedzenia. Po rozłączeniu się zablokowałam jego numer i poszłam spać.
<Koło godziny 10:00 na dworze>
- Hej Bruce, czy one na pewno tu mieszkają?
- Tak na pewno.
- Dobra to je budzimy, Hejj - ktoś zaczął się drzeć 
<W sypialni Meg>
Kto się tak drze. Kiedy miałam śliczny sen ktoś musiał mnie obudzić jak zawsze zresztą. Szybko wstałam założyłam kapcie, szlafrok i wyjrzałam przez okno. Zagotowało się we mnie. Przed domem stał ten cały Bruce. Szybko poszłam do Sophie do pokoju. Obudziłam dziewczynę i obie otworzyłyśmy okno.
- Oooooo księżniczki się już obudziły. - powiedział ten ogr.
- Spadaj stąd, przestań się drzeć i daj nam spać -  powiedziała Sophie
- Możemy robić co chcemy - zdenerwowałam się, wzięłam kapcia i rzuciłam w Bruca. Trafiłam w głowę. - Co to miało być! - krzyknął zdenerwowany.
- Chcesz dostać jeszcze raz?? - rzuciłam drugiego i znowu trafiłam w jego głowę. Dzisiaj miałam wyjątkowego cela.
- Wiesz, że już tych kapci nie odzyskasz. - powiedział
- Aaaaa rozumiem, takie różowe, puszyste kapcie ci się podobają?? - w tym momencie rzucił je z nerwów o ziemię i razem z swoimi kolegami poszedł dalej.
*Z perspektywy Marry*
Dzisiaj siłą  zmusiłam Hazzę do sprzątnięcia w swojej  szafie. Miał tam niesamowity burdel. Ubrania były pomięte, nie ułożone. Cała odzież była wrzucona byle jak na półki, a drzwiczki szafy były  zamknięte na siłę. 
- Harry, przynieś deskę do prasowania. - warknęłam
- Ale po co mi deska do prasowania??
- Pewnie, po to abyś wyprasował swoje koszule, bluzki i resztę pomiętych rzeczy?
- A ty nie możesz tego zrobić?
- Radzę ty w tej chwili w podskokach iść po tą deskę do prasowania, bo jeżeli nie przyniesiesz jej i nie zrobisz tu porządku to w trybie natychmiastowym pakuję się i wyprowadzam się do mamusi. - Hazza w tym momencie podskakując ruszył w kierunku szafy z deską.
- Tak trudno było to przynieść- powiedziałam do Hazzy, który właśnie wszedł to pokoju.
- Teraz zasuwaj po żelazko, które jest w naszej łazience.
- No dobra idę - po paru minutach chłopak, przyniósł cały sprzęt i rozkładał deskę. Po paru godzinnym prasowaniu mogliśmy zacząć układać ciuchy na półkę. Po całej robocie Harry oczywiście musiał wszystko posprzątać. Najpierw odłożył żelazko, a następnie ruszył z deską w stronę schodów. Usłyszałam duży huk, szybko pobiegłam w stronę schodów i tam zobaczyłam...
*Z perspektywy Sophie*
Po akcji z tymi łomami z sąsiedztwa, poszłam spać. Po paru godzinach obudziłam się. Szybko wstałam i wzięłam zimny prysznic. Ubrałam się w to i zeszłam na dół. Wlałam sobie lemoniady i wyszłam na dwór. Pogoda idealna na nic nie robienie. Usiadłam na trawie. Przyjemny wiatr schładzał moje plecy. Nic tylko zostać tu na zawsze. Po pewnym czasie dołączyła do mnie Meg
- Rozmawiałam z babcią i dowiedziałam się, że została zaproszona na romantyczną podróż z jej przyjacielem, za to ja akurat jestem gotowa na powrót. Babcia powiedziała, że wyjeżdża za trzy dni. Sprawdzałam kiedy mamy najbliższy lot do Londynu. Okazało się, że jest on jutro. Zamówiłam już bilety. Dzisiaj jeszcze musimy trochę ogarnąć, ale to wieczorem - powiedziała 
- Spoko.
- Dzisiaj jeszcze chciałam iść na fajną uczelnię. Od zawsze chciałam tu studiować. 
- Możemy iść, ale to chyba nie oznacza, że nas zostawisz??
- Nie, ta szkoła jest w Londynie, ale chce tutaj zaopatrzyć się w ulotkę o szkole.
- Wiesz, że jest ona na ich stronie, bo sprawdzałam??
- Tak?? NO to mamy prawie cały dzień nic nie robienia.
*Z perspektywy Sue*
 Coś się ze mną działo nie tak. Mam cały czas dreszcze. A jeżeli ja zaraz umrę, co się stanie. Lekarze cały czas nade mną czuwają. Wiedzą, że coś jest nie tak. Cała się pocę. Chyba mam gorączkę. Potem słyszałam pisk maszyn. Powoli otworzyłam oczy. Oślepiająca biel pokoju, spowodowała natychmiastowe przymrużenie ich. Po jakimś czasie przyzwyczaiłam się do światła. Następie zwróciłam uwagę na lekarzy stojących nade mną.
- Jak ma pani na imię??
- Sue, to znaczy Susanne, a dlaczego pytacie, przecież na pewno macie moje nazwisko na karcie. - wyszeptałam 
- Tak mamy, ale czy pani pamięta wszystko??
- TA pamiętam.
- A więc co się sało w dzień kiedy straciła pani przytomność.
- hmmm... wtedy bylam na imprezie...wyszłam na dwór, aby się przewietrzyć...chciałam przejść przez ulicę...rozejrzałam się...nic nie jechało...ale nagle zobaczyłam światło i straciłam przytomność...- na twarzach lekarzy widziałam ulgę.

piątek, 4 stycznia 2013

Czterdzieści Jeden

*Z perspektywy Meg*
Wróciłyśmy do domu koło 14:30. Okazało się, że na obiedzie będą goście. Przede wszystkim w jadali były dwa dodatkowe nakrycia, a poza tym babcia zrobiła większą porcję obiadu.
- Dziewczynki, zaraz przybędzie pani Samantha z wnukiem. - krzyknęła z kuchni.
- Ej kto to pani Samantha?? - szepnęła Sophie wchodząc na górę
- To jest babka Michaela. - odpowiedziałam szepcząc
- Heh, a więc będzie ciekawie - pomknęła w stronę swojej łazienki. Ja natomiast poszłam do swojej. Zimny prysznic szybko mnie odświeżył. Susząc włosy zastanawiałam się jak uniknąć rozmowy z Michaelem. Jedynym wyjściem było zadzwonienie mojego telefonu. Wtedy wpadłam na genialny pomysł. Otóż po obiedzie wyjdę do toalety i wyślę  Lou smsa, żeby odczekał 10 minut i zadzwonił do mnie. To wydawało się najodpowiedniejsze. Szybko ubrałam się i zeszłam pomagać babci. Niestety Michael już tam był. Siedział z Sophie. Chyba oboje się kłócili. Olałam sytuację, byle nie byli za głośno. Ja babcia i pani Samanta podałyśmy do stołu i zaczęliśmy obiad.
- Wiesz Megan jak Michael tęsknił za tobą?- zaczęły się te cholerne gadki pani Samanty.
- Ciekawe - powiedziałam zirytowana, a moja babcia mnie kopnęła w kostkę, żebym starała być miła, ale jak dla tej starej mąciwody i plotkary być miłym??
- Megan dlaczego zerwałaś kontakt z moim wnukiem? - z nerwów się zakrztusiłam ziemniakiem. Sophie ledwo powstrzymywała się od śmiechu.
- Pozwoli pani, że tego nie skomentuję. - powiedziałam a Sophie zachichotała
- Masz bardzo niekulturalne koleżanki. Twoi dawni znajomi na pewno by tak nie zrobili.- moją babcię to nawet ruszyło, a ze mnie, aż kipiało ze złości.
- Pani idiotyczne zachowanie po prostu bawi niektórych, dziwię się, że jeszcze moja babcia nie wybuchała śmiechem - powiedziałam kończąc jedzenie - przepraszam muszę do toalety. - powiedziałam i odeszłam od stołu. Tam wysłałam smesa Lou i wróciłam. Po paru minutach chłopak zadzwonił.
*Z perspektywy Marry*
Ja i Harry wróciliśmy razem z zakupami i rozpoczęliśmy ozdabianie salonu. Harry razem z Lou ustawiali choinkę, a ja dyrygowałam. Z godzinę nam z tym zeszło. Teraz najważniejsza część ubierania choinki. Zakładanie gwiazdy. Każdy chciał ją wsadzić na czubek, ale ja w ostatniej chwili przechwyciłam ją i schowałam ją w stanik. Lou od razu się wycofał.
- Marry, kotku czy ty myślisz, że ja tej gwiazdki nie wyjmę?? - mrukną
- Jeżeli teraz sięgniesz po tą ozdobę to zapomnij o seksie na miesiąc! - powiedziałam
- Żartowałem - szybko się opanował. Potem wziął mnie na barana a ja wsadziłam gwiazdę na czubek choinki. Teraz zostało zakładanie bombek. W pewnym momecie do Tomlinsona przyszedł sms.
- Megan napisała - powiedział uradowany, co ona chce zrobić - mam do niej za jakiś czas zadzwonić.
- Dobra, w tym czasie, akurat przystroisz trochę drzewka, a więc za bombki - powiedział Harry, starający wyplątać się z łańcucha na choinkę. Myślałam, że padnę, Hazza leżał na podłodze spętany tym łańcuchem jak jakieś bydło. Najlepsze było jego skupienie. Ja nie byłam lepsza bo jak szłam mu pomóc to wpadłam w pudełko z lampkami i byłam gorzej zaplątana, a Lou w tym czasie poszedł sobie zadzwonić do Meg.
*Z perspektywy Sophie*
Ta konieta z jej cholernym wnukiem już wyszła. Dawno nie byłam tak zmęczona po obiedzie. 
- Pani Samanta nawet ciebie babciu Beth zaczęła się czepiać - powiedziałam sadając.
 - Oj tak, ona miała nadzieję, że Meg będzie z Michaelem, dlatego robi jej takie wyrzuty.
- Ale też trochę kłamała- powiedzałam
- W czym?? - zapytała zasiekawiona
- Przecież to on zerwał kontakt a nie Meg.
- Masz rację. O już 17:30, zaraz będzie "Gorące Serce"*
- Ogląda to pani? - ucieszyłam się
- Tak ty też
- Tak ale w tajemnicy przed innymi wie pani co osoby w moim wieku sądzą o tego typu programach.
- Że to dla starszych pań?
- Dokładnie - powiedziałam i zaczęłyśmy we dwie oglądać i wymieniać się spostrzeżeniami. 
______________________________________________________________-
*"Gorące Serca" - brazylijska opera mydlana/telenowela wymyślona przeze mnie,
fabuła jest podobna do mody na sukces xD