*Z perspektywy Marry*
Ledwo wyszłam z sali Sue a już się musiałam denerwowac. Wystarczy, że podeszłam do okna. Zobaczyłam tam bardzo interesującą scenę. Mianowicie, przed wejściem do szpitala stał Louis z Liz. Trzymali się za ręce. Natomiast zaraz obok nich znajdował się Zayn. Miał łzy w oczach. Przykra sytuacja. Pewnie Louis i Liz są razem, Zayn się o wszystkim dowiedział i ma złamane serce. Później z budynku wyszła Sophie z Megan. Dziewczyny ominęły Zayna i parę zakochanych szerokim łukiem. Po paru minutach podszedł do tamtej trójki Nialler i odciągnął Zayna. Dalej nie chciałam nawet patrzec co się stało. Usiadłam obok Hazzy zaczęłam bawic się swoimi włosami z nudów. W pewnym momencie na sale weszła ta lady z Tomlinsonem pod rękę. Aż się we mnie zagotowało. Nie wiem czy on zauważył moją złośc i specjalnie przylazł z nami rozmawiac czy po prostu myślał, że jest wszystko okey i sobie z nami od tak pogada z nami.
- Cześc, w której sali leży Sue?- zapytał jakby nigdy nic.
- A co cię to obchodzi. Przecież wszyscy wiemy jak ty traktujesz tutaj przyjaciół więc daruj sobie swoje odwiedziny i idź stąd bo nie potrzebny tutaj jesteś - starłam się zachowac spokój.
- Nie rozumiem o co ci chodzi?
- Nie rozumiesz, tak? To musisz byc naprawdę tępy jak nie wiesz o co mi chodzi. Ale dobrze wytłumaczę ci to krok po kroku, wolno i dokładnie tak, żebyś zrozumiał. A więc zdradziłeś swoją dziewczynę z jej siostrą, która jest dziewczyną twojego najlepszego przyjaciela. Aż tak trudno to zrozumiec?
- Po pierwsze...
- Nie tłumacz się i tak nikt nie będzie cię tu słuchał. Czy ty myślałeś, że po takiej akcji nadal będziecie kumplami a Megan zostanie twoją przyjaciółką?! Czy ty naprawdę jesteś takim idiotą? Dajesz się manipulowac przez ta małą. Nie masz za grosz honoru. Sue już wie o wszystkim! I na koniec powiem tyle jesteś skurwysynem!
- Proszę panią jeżeli pani w tej chwili nie zmieni swojego zachowania to będę zmuszona wezwac ochronę i panią stąd wyprowadzic. - nagle za sobą usłyszałam głos pielęgniarki.
- Przepraszam - powiedziałam krótko. Obrzuciłam wrogim spojrzeniem Tomlinsona i zeszłam kupic coś w sklepiku szpitalnym.
- Cześc, w której sali leży Sue?- zapytał jakby nigdy nic.
- A co cię to obchodzi. Przecież wszyscy wiemy jak ty traktujesz tutaj przyjaciół więc daruj sobie swoje odwiedziny i idź stąd bo nie potrzebny tutaj jesteś - starłam się zachowac spokój.
- Nie rozumiem o co ci chodzi?
- Nie rozumiesz, tak? To musisz byc naprawdę tępy jak nie wiesz o co mi chodzi. Ale dobrze wytłumaczę ci to krok po kroku, wolno i dokładnie tak, żebyś zrozumiał. A więc zdradziłeś swoją dziewczynę z jej siostrą, która jest dziewczyną twojego najlepszego przyjaciela. Aż tak trudno to zrozumiec?
- Po pierwsze...
- Nie tłumacz się i tak nikt nie będzie cię tu słuchał. Czy ty myślałeś, że po takiej akcji nadal będziecie kumplami a Megan zostanie twoją przyjaciółką?! Czy ty naprawdę jesteś takim idiotą? Dajesz się manipulowac przez ta małą. Nie masz za grosz honoru. Sue już wie o wszystkim! I na koniec powiem tyle jesteś skurwysynem!
- Proszę panią jeżeli pani w tej chwili nie zmieni swojego zachowania to będę zmuszona wezwac ochronę i panią stąd wyprowadzic. - nagle za sobą usłyszałam głos pielęgniarki.
- Przepraszam - powiedziałam krótko. Obrzuciłam wrogim spojrzeniem Tomlinsona i zeszłam kupic coś w sklepiku szpitalnym.
*Z perspektywy Sue*
Od dłuższego czasu nikt nie wchodził. Z nudów zaczęłam w myślach liczyc. Doszłam do 669, ale ktoś wszedł do mojej salki. Przez dłuższy czas nic nie mówił. Byłam trochę zaniepokojona. Czekałam na chociaż jedną sylabę wypowiedzianą przez nieznajomego. Chciałam rozpoznac go po głosie. Na razie siedział cicho. Nawet nie szepnął. Wiedziałam, że to tylko kwestia czasu. Mijały minuty. Ów człowiek nie wydał z siebie żadnego dźwięku. W tej ciszy nagle usłyszałam ciche łkanie. Z czasem przerodziło się to w głośny płacz.
- Bożee Sue co ja zrobiłem. Nie dośc, że straciłem Sue to dałem się wziągnąc w jakieś gierki Li- usłyszałam głos Louisa. Momentalnie skoczyło mi ciśnienie. Bardzo zaczęłam się denerwowac. Przez to zkoczyło mi ciśnienie. Zaczęłam słabnąc. Wiem, że lekarze wyprowadzili Louisa. Znowu zaczęłam tracic świadomośc...
*Z perspektywy Megan*
Właśnie nasz samolot wystartował. Ja i Sophie jak na razie siedziałyśmy w ciszy. Postanowiłam włączyc mp4 i posłuchac jakiś tam piosenek. Sophie wyraźnie mi się przyglądała.
- Jak się czujesz z tym co zrobił Tomlinson?
- Wisi mi to. W sumie nie obchodzi mnie teraz co zrobi. Zachował się jak się zachował. Ja chyba mu nie wybaczę. - odpowiedziałam.
- Czemu "chyba"
- Moje uczucia do niego się nie zmieniły. Nie potrafię ich od tak zmienic. To trochę irytujące, ale trzeba to przetrwac i już.
- Twoja logika jest wkurzająca.
- Heh, tak bywa. Musisz to przeżyc bo teraz będę mega wkurzająca.
- Wiem. W sumie to nigdy nie pytałam się o twoją babcię. Jaka ona jest?
- Typowa starsza pani. Ma na imię Beth. Mieszka niedaleko plaży w Sydney. Teraz jest na emeryturze, ale jak jeszcze pracowała to była szanowanym prawnikiem. Teraz się zastanawiasz czemu ona mieszka aż tak daleko ode mnie i rodziców? Otóż moja mama i mój tata urodzili się w Australii, ale po zawarci związku małżeńskiego przeprowadzili się do Londynu. Potem urodziłam się ja i tak dalej.
- Interesująca historia - szepnęła
*Z perspektywy Sophie*
- Za godzinę będziemy lądowac - powiedziała stiuardesa
- W końcu - powiedziałam zmieniając pozycje siedzenia. Takie siedzenie było naprawdę uciążliwe. Nie dośc, że tyłek boli to sztywnieją ci kości. Niedawno dzwoniła do mnie Marry. Powiedziała, że Sue jest w złym stanie. Na razie lekarze robią co mogą. Lekarz prowadzący mówi, że na pewno z tego wyjdzie. Miejmy nadzieję, że ma rację. Tymczasem w internecie afera. Nikt nie wie gdzie zniknęłyśmy. Są różne spekulacje na ten temat. Niektórzy mówią, że Megan ucieka, a ja jej w tym pomagam. Inni mówią, że nasze zachowanie jest żałosne, a jeszcze inni doskonale nas rozumieją.
- Proszę zapiąc pasy. Podchodzimy do lądowania - usłyszałam głos stiuardesy. Po paru minutach wyszłyśmy z samolotu. Byłyśmy na lotnisku w Camberry. Szybko wzięłyśmy nasz bagaż i wypożyczyłyśmy samochód. Ruszyłyśmy do Sydney do domu babci Beth.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz