Witajcie! Ostatni mam dziwny napływ weny, tylko nie chce mi się klikać na klawisze klawiatury i pisać. Liczę na komentarze bo to one motywują mnie do pisania.
Zapraszam do czytania
___________________________________________________
*Z perspektywy Jess*
Dzisiaj jest wspaniała pogoda. Zachmurzone niebo i deszcz zalewające ulice. Tak właśnie kocham taką pogodę. Inni jej nienawidzą a ja wprost uwielbiam. Spałam wyjątkowo długo bo aż do godziny 07:34. To jak na moją osobę bardzo długo. Na pewno pobiłam jakiś swój rekord, czy coś w tym rodzaju... W każdym razie mamy weekend. Co oznacza, że muszę iść na mecz Tomlinsona i trochę się z niego pośmiać.
- Kochanie, ktoś przyszedł cię odwiedzić. - usłyszałam głos mamy.
- Już idę. - byłam pewna, że to Grace albo Gemma. Założyłam kapcie i pobiegłam na korytarz w samej piżamce.
- Oh...- usłyszałam gdy pojawiłam się na miejscu. - Czyżbyś to dla mnie się tak wystroiła. - ten głos mógł należeć tylko do jednej osoby.
- Co ty tu robisz? - zapytałam się cofając parę kroków do tyłu.
- Mam coś dla ciebie.
- Co?
- Proszę. - chłopak wręczył mi koszulkę piłkarską z numerem 6 i jego nazwiskiem.
- Dziękuję.
- Załóż ją na dzisiejszy mecz i kibicuj mi. Chcę mieć swoją pierwszą fankę w mojej koszulce. - nie wierzę. Louis William Tomlinson był cały czerwony na twarzy. Sama nie mogłam w to uwierzyć. Nie byłam w stanie powiedzieć niczego gdy zobaczyłam jego wyraz twarzy. Starał się uniknąć kontaktu wzrokowego ze mną. Bawił się nerwowo swoimi palcami. Krótko mówiąc był zmieszany. Zachichotałam cichutko, lecz on to słyszał. Spojrzał się na mnie. Nagle usłyszałam kroki... charakterystyczne kroki.
- Dobra koniec randkowania, kończymy imprezę. Jest godzina ósma rano. Młody człowieku o tej godzinie po ciężkim tygodniu pracy powinno się odpoczywać. A teraz zmiataj. - mój tata wygłosił swoją filozoficzną mowę i już chciał odejść, ale Tommo musiał mu oczywiście przeszkodzić.
- Przepraszam, za moje niegrzeczne zachowanie, nawet się nie przedstawiłem... ba nawet się nie przywitałem. A więc zacznijmy jeszcze raz. Dzień dobry, nazywam się Louis Tomlinson... chodzę z pańską córką do jednej szkoły. Przepraszam za tak wczesne najście, ale koniecznie musiałem porozmawiać z Jess... - chłopak podał swoją rękę mojemu ojcu, a ten ją uściskał.
- Miło mi cię poznać. - mój tata ziewną i wrócił do łóżka.
- Dobra, o której jest ten mecz?
- Dzisiaj o 10. Za pół godziny muszę tam być.
- Dzisiaj o 10. Za pół godziny muszę tam być.
- Idę z tobą. Daj mi 20 minut.
- 10.
- 15 i ani minuty mniej.
- Dobrze.
- Chodź poczekasz w moim pokoju. - powiedziałam i zaprowadziłam go do małej, ale przytulnej klitki. Ja w tym czasie wyciągnęłam z szafy odpowiednie ubranie, zadając wcześniej szereg pytań na temat temperatury powietrza. Wyszło na to, że mimo pada deszcz to jest całkiem ciepło. Potem pobiegłam do łazienki ogarnąć się. Wyszłam ubrana w krótkie jeansowe spodenki, bluzkę bejsbolówkę i ciemne zakolanówki. Schowałam do kieszeni telefon. Bluzkę, którą dostałam od Tommo, wrzuciłam do torby.
- Wow. - odwróciłam się w stronę Louisa. Dopiero wtedy zauważyłam, że chłopak patrzy się na mnie. Wywróciłam oczami i pomachałam mu ręką przed głową. - Co jest? - zapytał obudzony z transu.
- Nic. Idziemy?
- Tak. Ładnie wyglądasz. - powiedział odwracając wzrok. Razem ruszyliśmy na trening.
- Tak. Ładnie wyglądasz. - powiedział odwracając wzrok. Razem ruszyliśmy na trening.
*Z perspektywy Grace*
Właśnie zaczął się mecz. Siedziałam razem z Gemmą i Jess na trybunach. Wszystkie zagorzale kibicowałyśmy naszej szkolnej drużynie. Wczoraj pisałam z Niallem przez pół nocy i chłopak obiecał mi ze strzeli dla mnie bramkę. Na razie gra szła całkiem gładko... Wygrywaliśmy paroma punktami. W przerwie meczu, razem z dziewczynami, ruszyłam aby pogadać chwilę z chłopakami.
- Świetnie gracie. - powiedziałam podchodząc do Niallera, chłopak objął mnie ramieniem.
- To dlatego, że kibicujecie nam. - powiedział Niall.
- Hej Jess, dlaczego nie masz na sobie koszulki ode mnie? - zapytał Tommo. Wszyscy z ciekawością spojrzeli na dziewczynę.
- To ja miałam w niej chodzić? - dziewczyna udała zdziwienie.
- Tak miałaś ją założyć.
- Ale ja teraz nie mam jej przy sobie...
- Nie gadaj głupot. Widziałem jak ją chowasz do tej torby. - chłopak wskazał na torbę wiszącą na ramieniu dziewczyny. - Czy ja mam ci pomóc ją założyć. - chłopak wyrwał dziewczynie torbę, wyjął bluzkę i oboje zaczęli się szarpać. Wszyscy ich zignorowali.
- Niall, jak ci idzie zdobycie bramki dla mnie? - zagadnęłam do blondynka.
- Pracuję nad tym. - chłopak podrapał się nerwowo po głowie.
- Nie czas na gadanie. Wchodzimy na boisko. - bąknął Harry.
- Dobra to my idziemy. Po meczu uczcimy wasze zwycięstwo... - powiedziała Gemma.
- ... albo przegraną. - mruknęła Jess.
- Będziemy czekać na was po meczu. - powiedziałam i szybko wróciłyśmy na swoje miejsca.
*Z perspektywy Gemmy*
Okazało się, że chłopcy wygrali. Wszyscy poszliśmy na pizzę. Tam oczywiście było tak jak zawsze. Jess kłóciła się z Lou, Nialler i Grace słodzili sobie nawzajem. Tylko ja i Harry nic nie mówiliśmy. Czasami tylko spojrzałam na chłopaka ukradkiem. W końcu pizza przyszła. Każdy zaczął się nią zajadać. Gdy postawiłam przed Harrym jego porcję, nawet się na nią nie spojrzał. Zirytował mnie tym. Postanowiłam coś z tym zrobić. Nałożyłam na łyżeczkę sosu czosnkowego, i rzuciłam nim w Hazze.
- Co jest?! - chłopak od razu zareagował. Reszta zaczęła się z niego śmiać. - Co to jest? - starł sobie sos z policzka. - Gemma?
- Słucham?
- Pożałujesz na niego. - chłopak wstał i podniósł mnie siłą.
- Co ty robisz? - nie usłyszałam odpowiedzi. Zostałam tylko przerzucona przez ramię chłopaka.
- Dziewczyny weźcie rzeczy Gemmy. - powiedział wychodząc.
- Gdzie ty mnie niesiesz? - zapytałam.
- ...
- Może mi odpowiesz?
- ...
- Super nie odzywaj się do mnie. - niósł mnie przez pół miasta. Ludzie patrzyli się na nas jak na idiotów. Na dodatek cały dzień padał deszcz i zmokły mi całe plecy. Zastanawiam się gdzie mnie niesie i co chce mi zrobić. Przez całą drogę się nie odzywał do mnie, a ja zalewałam go milionami pytań. W pewnym momencie chłopak zatrzymał się. Podniosłam wzrok i zobaczyłam, że stoimy przed jego domem. Nagle chłopak "zdjął" mnie ze swojego ramienia i rzucił prosto w błoto.
- Zrobię ci maseczkę z błotka. - powiedział. Zrobił tak jak powiedział.
- Styles, jestem cała brudna starczy.. - powiedziałam. Hazz wyjątkowo mnie posłuchał. Pomógł mi wstać i weszliśmy do jego domu. Tam udostępnił mi łazienkę. Dał mi swoje dresy i koszulkę. Potem chwilę pogadaliśmy i wróciłam do domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz