Moi drodzy... oto 69 post na tym blogu ;> Hazza czuwa
Liczę na komentarze.
Liczę na komentarze.
Zapraszam do czytania :)
______________________________________________________________
______________________________________________________________
*Z perspektywy Jess*
Przed godziną 7:00 wstałam i zaczęłam się ogarnąć. Szybko umyłam włosy i pośpiesznie je wysuszyłam. Tata- ratownik medyczny - zmienił mi opatrunek na skręconej kostce. Przebrałam się w mundurek wzięłam torbę i poszłam, a raczej pokuśtykałam, do szkoły. Przed blokiem zauważyłam znajomy skuter. Pomyślałam jedno - trzeba jak najszybciej iść, żeby właściciel skutera mnie nie zobaczył. Niestety na moje szczęście musiał mnie zauważyć.
- Hej, Jess! Dokąd się spieszysz? - podbiegł do mnie Lou.
- Emmm... do szkoły? - zrobiłam głupią minę i ruszyłam dalej. Moje plany zniweczył Tomlinson. Złapał mnie za ramię i odwrócił do siebie.
- Zawiozę cię. Tak jak obiecałem.
- Nie potrzebuję twojej pomocy.
- Myślę, że potrzebujesz. - spojrzał na moją kostkę.
- Nie sądzę.
- Gdzieś mam twoje zdanie. - chłopak przerzucił mnie sobie przez ramię. Nie miałam ochoty mu się sprzeciwiać. - Nie masz zamiaru protestować, kopać, wierzgać?
- Po co? To i tak by nic nie dało.
- W sumie to masz rację. To by nic nie dało. - chłopak postawił mnie obok swojego skutera i podał mi kask. - Zakładaj.
- Nie będę jechać na skuterze w spódnicy.
- Ostatnio jechałaś.
- Ale było wtedy ciemno.
- Nie pier... znaczy się skończ z tymi z bzdurami, tylko zakładaj kask i wsiadaj. - jego ton głosu był przerażająco przekonujący. Wykonałam jego polecenia i pojechaliśmy.
- Jeżeli będzie ci wygodniej, to możesz trzymać się mnie. - powiedział Lou. Ja tylko prychnęłam. Gdy dotarliśmy na miejsce zaparkowaliśmy. Zdjęłam kask i podałam go Louisowi. Szybko poszłam w stronę szkoły. Tommo szybko do mnie podbiegł.
- Pomogę ci nieść torbę. - powiedział, i wyrwał mi ją. - I pomogę ci wejść po schodach. - złapał mnie pod ramionami i wniósł mnie po schodach prowadzących do szkoły.
- Nie musisz mi pomagać.
- Ale ja chcę.
- Skoro chcesz... to mogę cię trochę wykorzystać?
- Jeżeli tylko chcesz. - chłopak się uśmiechnął. Resztę dnia Tomlinson nosił za mnie książki i pomagał mi w prostych rzeczach. Przegięłam lekko. Zaczęłam czuć wyrzuty sumienia.
- Louis? Możemy pogadać. - podeszłam do niego i do grupki jego fanek. Tak miał "fanki". Wiele dziewczyn leciało na niego. Nie wiem co w nim widziały, ale jednak jakieś się znalazły.
- Nie widzisz, że my z nim rozmawiamy? - warknęła jedna.
- Nie nazwałabym rozmową wiecznego chichotu i tych całych pisków gdy on się odezwie.
- Z tobą zawsze mogę porozmawiać.
- Nie widzisz, że ona cię wykorzystuje? - warknęła kolejna.
- Właśnie o tym chcę z nim porozmawiać. - powiedziałam i wyciągnęłam Tomlinsona z tej grupy. Poszłam z nim w bardziej ustronne miejsce.
- Słucham? - zapytał.
- No więc ja...- przełknęłam ślinę. - Przepraszam...- źrenice chłopaka znacznie się powiększyły.
- Z-za co mnie przepraszasz?
- Wykorzystywałam cię i to nie było w porządku.
- Wiem, że mnie wykorzystywałaś. Ale dla ciebie wszystko. Poza tym dzisiaj po zajęciach mam ostatni ważny trening w nogę i będzie mecz. Chciałbym żebyś przyszła na mecz i na ten trening.
- Na trening mogę przyjść, a jeżeli chodzi o mecz, to się zastanowię.
- Mam nadzieję, że będziesz mi kibicować.
- Pff.. jeszcze czego. Ja będę dopingować przeciwną drużynę. - Louis się zaśmiał i odszedł do zniecierpliwionych fanek. Ja postanowiłam poszukać dziewczyn.
*Z perspektywy Grace*
Dzisiaj w szkole zostałam poinformowana, że należę do komitetu odpowiedzialnego, za organizowanie wycieczek szkolnych. Niedługo mieliśmy zorganizować wycieczkę międzyszkolną za granicę. Świetnie teraz muszę zostawać po lekcjach. Kochani nauczyciele jak zawsze wkopali mnie w coś, gdy nie ma ochotników do pomocy. Teraz właśnie siedzę na jednym spotkaniu. Przysłuchuję się rozmowom i zastanawiam się czy przez przypadek nie pogryzą się tam. W skrócie: każdy kłóci się o to gdzie mamy pojechać.
- Hej Grace. - z rozmyślań wyrwała mnie jakaś dziewczyna w okularach.
- Słucham?
- Gdzie ty byś pojechała?
- Jakby się tak zastanowić to... może Polska...
- Przecież tam nic nie ma ciekawego. - powiedział przewodniczący komitetu.
- Są tam piękne góry.
- Poza tym opłaca się nam jechać do Polski. - powiedział skarbnik.
- Wolę jechać do Hiszpanii... tam jest dwa razy ładniej i...
- I byliśmy już tam w tamtym roku. - powiedziałam zirytowana. - Większość uczniów jeździ na wakacje do Hiszpanii, a tutaj zrobimy im możliwość pojechania do kraju do którego nigdy by nie pojechali.
- No to postanowione. Jedziemy do Polski... tylko konkretnie gdzie? - wszyscy przystali na mój, no prawie wszyscy... przewodniczący komitetu cały czas upierał się przy Hiszpanii.
- Może góry? Tam są ładne góry. - powiedziałam.
- Tak. - nie ważne co powiedziałam wszyscy się ze mną zgadzali. Gdy spotkanie się skończyło w trybie natychmiastowym wyszłam ze szkoły. Nie miałam ochoty siedzieć w niej dłużej. Wychodząc zobaczyła Nialla siedzącego na ławce. Od razu do niego podeszłam.
- Czyżbyś czekał na kogoś? - zapytałam
- Może...- powiedział wstając. Złapał mnie za rękę i poszliśmy w stronę bramy szkolnej.
- Dzisiaj w ogóle ze sobą nie gadaliśmy...
- Miałem małe urwanie głowy związane z meczem i przedstawieniem.
- Rozumiem.
- Wiesz, Grace, potrzebuję wsparcia duchowego na meczu i tak się pytam... czy chciałabyś przyjść na mecz w sobotę.
- Z przyjemnością. - powiedziałam.
*Z perspektywy Gemmy*
Jestem spóźniona. Całkowicie zapomniałam o swoich obowiązkach w szkolnej szklarni na dachu. Jess oczywiście musiała mnie zatrzymać i zacząć ze mną szalenie interesującą dyskusję o tym, że jej tata powiedział, że nie będzie jej zawozić do szkoły. Teraz wbiegałam po schodach na dach. I tak miałam 20 minut spóźnienia. Pewnie George był na mnie wściekły. Otwierając drzwi prowadzące na dach szkolny wpadłam na kogoś. To był oczywiście George.
- Przepraszam, że się spóźniłam. - powiedziałam.
- Nic nie szkodzi, właśnie wychodziłem poszukać cię, ale chyba nie muszę już tego robić.
- Co mam zrobić?
- Właściwie to nic. Już sam wszystko zrobiłem. Ale chciałem ci coś dać. - chłopak zaprowadził mnie do szklarni. Podszedł do stolika stojącego na środku i wziął mały bukiecik kwiatów. Podszedł do mnie i dał mi je.
- Nie musiałeś. - zarumieniłam się.
- Pomyślałem, że byłoby fajnie gdybym dał ci trochę pięknych kwiatów...
- Dziękuję. - podeszłam do chłopaka i go przytuliłam. Staliśmy w uścisku dłuższą chwilę.
- Może cię odprowadzić?
- Jasne. - powiedziałam i razem zeszliśmy na parter. Tam spotkaliśmy Hazze.
- Hej Gemma. Odprowadzić cię? - zapytał podchodząc.
- Wracam do domu z nim. Może jutro razem wrócimy. - powiedziałam uśmiechając cię szeroko. - Tak w ogóle to może bym was sobie przedstawiła. Harry to jest George, George to jest Harry.
- Miło mi. - powiedział beznamiętnie Harry.
- Mnie również. - chłopcy podali sobie ręce. - Gemma, chodźmy już. - powiedział George i wyszłam razem z nim ze szkoły.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz