Zwiastun

Oto zwiastun opowiadania "Love??" http://www.youtube.com/watch?v=Eak2RV7yGz0
Zamówiony na stronie http://zwiastuny-na-blogi.blogspot.com/

niedziela, 30 grudnia 2012

Czterdzieści

*Z perspektywy Sophie*
Po zjedzeniu i ogarnięciu w domu poszłyśmy na rolki. 
- To gdzie widziałaś ten asfalt? - zapytała mnie Meg
- Yyyy...był niedaleko tamtego spożywczaka na plaży.
- Okey już wiem gdzie, to za mną - powiedziała po czym ruszyła. Szybko znalazłyśmy się na miejscu.
- Magan a może włączymy naszą play listę??
- Taaaak - odpowiedziała. Ja w tym czasie włączyłam Davida Guette-Just One Last Time. Do tej piosenki świetnie się jeździ. Robiłyśmy kółka, ósemki i beczki. Całkiem fajnie było sobie wspólnie pojeździć. Szczególnie wtedy, gdy nie jeździło się parę miesięcy. Po pewnym czasie jakieś chłopaki przyszły na ten asfalt. Nie zwracałyśmy na nich uwagi. Nie trudno jednak było zauważyć, że oni nas cały czas obserwowali. Po jakimś czasie znudziło mi się normalne jeżdżenie. Postanowiłam jeździć do tyłu. Nawet nie zauważyłam kiedy wjechałam w jednego z tych chłopaków. Oboje leżeliśmy na ziemi i zwijaliśmy się z bólu. Dokładnie słyszałam śmiech Megan, która prawie tarzała się ze śmiechu po ziemi, koledzy chłopaka, na którego wpadłam, również pękali ze śmiechu. Najgorsze było to, że nie mogłam wstać.
- Hahaha, bardzo śmieszne. Może, któryś by pomógł wstać? - powiedziałam.
- No dobra pomożemy - powiedzieli w marę się ogarniając. Jeden z nich podał mi rękę. Gdy już prawie wstałam, straciłam równowagę i znowu upadłam.  Przez moje sieroctwo zrobiłam tak ze trzy razy, czym doprowadziłam resztę do płaczu ze śmiechu. Ale w końcu wstałam.
*Z perspektywy Marry*
Wstałam rano z wielkimi worami pod oczami. Łeb mnie bolał i chciało mi się pić. Po prostu jeden wielki kac. Ledwo się trzymałam na nogach. Szybko zeszłam do kuchni po wodę. W lodówce zostały jeszcze trzy, a więc zabrałam dwie na zapas. Potem z szafki wzięłam coś na ból głowy i poczłapałam do łazienki. Tam się zamknęłam i łyknęłam tabletki. Wlałam ciepłej wody do wanny i zanurzyłam się w niej. Rozmyślałam o tym co możemy zrobić dzisiaj razem z Hazzą. W sumie to trzeba iść na jakieś świąteczne zakupy. Trzeba kupić coś, żeby ozdobić dom. Z moich rozmyślań wyrwało mnie walenie do drzwi.
- Pali się czy jak?? - zapytałam 
- Muszę siku - krzyknął Harry
- W domu jest co najmniej pięć łazienek, nie możesz użyć jednej z nich??
- Nie bo w tej jesteś ty!
- Hahahahahaha, ale ja już wychodzę - powiedziałam ubierając się w szlafrok. Chłopak pewnie liczył na powtórkę z wczoraj ale się przeliczył. Kazałam mu się szybko ubrać. Ja ubrana tak czekałam na Hazze. Chłopak szybko się uwinął i już jechaliśmy w samochodzie. Naszym celem był sklep świąteczny, znajdujący się na końcu Londynu. Musieliśmy jechać przez centrum miasta, które było już przystrojone. Wszędzie stały ubrane choinki i na lampach ulicznych wisiały rozmaite ozdoby. Nawet nie zauważyłam kiedy byliśmy już przed sklepem. 
- Królewno czas wysiąść - powiedział Harry wyłączając silnik samochodu
- Dobra - uśmiechnęłam się. Sklep wyglądał przecudnie. Wzięliśmy wózek sklepowy i poszliśmy na choinki. Spakowaliśmy do koszyka 5 różnych małych choinek na szafkę oraz wybraliśmy śliczną żywą choinkę do salonu, która miała czekać na nas przy wyjściu. Następnie poszliśmy na lampki. Kupiliśmy ze cztery sztuki na choinkę w salonie i dziesięć sztuk na drzewa w ogrodzie. Potem dość sporo bombek, a następnie zaciągnęłam Harrego na figury świąteczne do ogrodu. Wymusiłam na nim ślicznego święcącego renifera. Następnie poszliśmy do kasy.
*Z perspektywy Megan*
Cały czas śmiałam się z Sophie. Była cała czerwona ze wstydu.
- To jak masz na imię. - zagadną do mojej przyjaciółki chłopak, na którego wcześniej wpadła. 
- Sophie - warknęła otrzepując krótkie spodenki
- A ja jestem Nick - uśmiechnął się do niej. Widać było, że Sophie podobała.
- Dziękuję za informację, na pewno mi się przyda - dziewczyna odpowiedziała. Wyczuła, że chłopak próbuje z nią flirtować, jeżeli to flirtem nazwać można. - Megan znudziło mi się jeżdżenie, chodźmy do domu.
- A więc tamten aniołek nazywa się Megan? - powiedział jeden z nch
- Świetny tekst Bruce - szeptali jego koledzy. Mnie ten tekst nie co zirytował, a więc wpadłam na genialny pomysł.
- Hmmm...a więc tamten ogr nazywa się Bruce - powiedziałam ledwo powstrzymując się od śmiechu. 
- Nie źle ci pojechała - znowu szeptali. A ja i Sophie w tym czasie stwierdziłyśmy, że trzeba się zbierać i pojechałyśmy w stronę domu.

piątek, 28 grudnia 2012

Trzydzieści dziewięć

*Z perspektywy Megan*
Otworzyłam laptopa Sophie. Tam była nie wyłączona strona plotkarska. Zabrałam się za czytanie artykułu. Był o Louisie. To był da mnie szok. Osoba, którą nadal kochałam mimo jego zdrady, została oczerniona. Myślałam,  że eksploduje. Wygląda na to, że Sophie już go dawno przeczytała i nawet mi o tym nie powiedziała. Miałam do niej o to żal. 
- Czemu mi o tym nie powiedziałaś? - zapytałam z wyrzutem
- Nie chciałam, żebyś się martwiła o tego młota...
- To jest w pewien sposób zdrada. Jutro dzwonię do Louisa, muszę z nim porozmawiać.
- Lepiej tego nie rób
- Nie psujmy sobie wieczoru. Pooglądajmy filmiki tego gościa z Polski.
- JAkiego gościa.
- Tego, który przebiera się za Samare i Spidermana. 
- Aaaaa tego. Ostatnio widziałam jego filmik jak przebrał się za kibel.
- Taaaaa to włączamy.
*Z perspektywy Marry*
W końcu kelner przyniósł nam nasze dwie lasanie. Zajęliśmy się swoimi talerzami. Delektowaliśmy się smakiem jedzenia. W pewnym człowiekiem Harry spojrzał się na mnie nieobecnym wzrokiem.
- Coś się stało.
- Jak sama wiesz, za dwa tygodnie zaczynają się święta. Chciałbym, abyśmy, wróć, chciałbym poznać twoich rodziców. 
- Ty napewno wiesz co przed chwilą powiedziałeś- zachichotałam
- Tak. Jestem pewien swojej decyzji 
- Ja uważasz. No to teraz trzeba tylko przekazać moim rodzicom nowinę, że przybędzie mój chłopak na święta. 
- Ale wiesz czego się boję??
- No nie wiem
- Tego, że przez jakiś czas będziemy musieli być grzeczni.
- Damy rade. Możemy np zatkać sobie usta czymś.
- Ty masz zawsze genialne pomysły.
- No wiem - po dokończeniu jedzenia, dopiliśmy wino. Całkiem pijani wróciliśmy do domu. Nawet nie miałam siły ściągnąć butów. Szybko poszłam do pokoju i położyłam się spać. 
*Z perspektywy Sophie*
Obudziłam się rano pod łóżkiem. Brzuch mnie strasznie bolał. To pewnie od śmiechu. Wczoraj z Meg rżałyśmy całą noc. Teraz szybko poszłam się ogarnąć do łazienki. Pod prysznicem wpadłam na genialny pomysł. Wymyśliłam, że razem z Megan pójdziemy na rolki. Niedaleko plaży jest trochę asfaltu do jazdy. Po wyjściu z łazienki przekazałam tę myśl. Dziewczyna po krótkim zastanowieniu zgodziła się. Szybko zlazłam na dół, aby zrobić śniadanie. Zrobiłam grzanki z serem, które oczywiście musiały mi się przypalić. Ale trudno będziemy jeść do zwęglone danie. Megan po paru minutach zbiegła na dół.
- Czym tu tak śmierdzi?? - zapytała zatykając nos
- Grzanki z serem - ugryzłam spalone jedzenie
- Fuuuuu przecież ty ich nigdy nie umiałaś robić, a teraz przez ciebie w całym domu jebie spalenizną. 
- Wybacz, nie pomyślałam
- Dobra, dobra ja wiem swoje, ale teraz trzeba otworzyć trochę okien - powiedziała
- Już to dawno zrobiłam
- Okey - dziewczyna razem ze mną zaczęła jeść ten spalony syf - nie jest aż tak źle.
- Dziewczynki, nie wiecie, czemu na całej ulicy śmierdzi spalenizną. Sąsiedzi się skarżą - powiedziała babcia Beth wchodząc do kuchni
- Ładnie Sophie, przez ciebie na całej ulicy śmierdzi naszym śniadaniem - powiedziała Megan. Ja na to parsknęłam śmiechem i padłam na podłogę.

czwartek, 27 grudnia 2012

Trzydzieści osiem

*Z perspektywy Megan*
W restauracji zamówiłyśmy dość spory obiadek na koszt mojej babci. Najpierw specjalna zupa. 
- Co sądzicie o mieście, dziewczyny. Tylko szczerze. - powiedziała babcia.
- W sumie to spodziewałam się czegoś znacznie lepszego. - szepnęła Sophie
- W sumie mogłam się tego spodziewać, większość centrum nie jest takie okazała, natomiast mamy śliczną plażę i wspaniałą operę. Za parę dni tam pójdziemy.
- Ale na jakiś ciekawy spektakl, prawda??
- Postaram się wybrać coś fascynującego - roześmiała się babcia. Wszystkie zjadłyśmy zupę. Kelner - MIchal - przyniósł nam drugie danie. Spostrzegłam się, że coś jest nie tak
- Michael, czemu jest o jedno danie więcej?? - zapytałam lekko zirytowana
- Teraz kończę zmianę i pani Beth zaproponowała, żebym zjadł z wami, a później poszedł z wami na spacer. - odparł
- Super - postanowiłam się zająć ziemniakami i mięsem. Michael cały czas się na mnie patrzył. Czasami miałam wrażenie, że chciały mi coś powiedzieć. W sumie nie obchodziło mnie to. Przecież mnie olał.
- Hej Meg - powiedział - czemu przyjechałaś do babci??
- Po pierwsze tylko moi PRZYJACIELE  mogą na mnie mówić Meg, a ty nim nie jesteś od dawna, po drugie nie mogę odwiedzić własnej babci?
- Ale od wielu lat nie utrzymywałaś z nią kontaktu, co skłoniło ciebie akurat teraz do przybycia tu? - nadal drążył temat, ale teraz przegiął
- Co ty sobie wyobrażać mówiąc, że nie utrzymuję kontaktu z babcią. Tak dla twojej wiadomości prawie codziennie pisałam z nią i gadałam na skype. Codziennie dzwoniłyśmy do siebie. - powiedziałam. Babcię też tknęło jego zachowanie. Niestety mimo tego, że zarówno ja jak i moja babcia byłyśmy na niego złe, to on i tak poszedł z nami na ten spacer.
*Z perspektywy Marry*
Ja i Harry postanowiliśmy się trochę zrelaksować. Hazz wpadł na genialny pomysł pójścia na kolację.Wpadliśmy do domu jak burza. Ja pobiegłam się wykąpać. Harry oczywiście musiał wbić się do wanny. Zbliżył się do mnie na niebezpieczną odległość. Od razu wiedziałam co mu chodzi po głowie. W sumie nie miałam nic przeciwko. Harry  był nie zdecydowany. Postanowiłam, że go zaskoczę. Dosłownie rzuciłam się na niego. Całowaliśmy się jakbyśmy zaraz mieli zginąć. Hazza wszedł we mnie. Jego powolnie ruchy bioder baardzo mi się podobały. Ta nasza mała zabawa była zupełnie inna niż zwykle, ale niestety wszystko musi dobiec końca. W tej chwili stałam przed szafą z mokrymi włosami w samym ręczniku. Szukałam ubrania na dzisiejszą kolację z Hazzą. Nagle mój chłopak objął mnie od tyłu. Podał mi jakąś małą paczuszkę. 
- Taki mały prezent - mruknął mi do ucha. Otworzyłam paczkę. Prezentem była mała torebeczka w kształcie serca. Podziękowałam chłopakowi czułym pocałunkiem. Spojrzałam na nią i po paru minutach wiedziałam co założę. Miałam na myśli ten zestaw. Poszłam do łazienki, aby wysuszyć włosy. Lekko je podkręciłam prostownicą. Umalowałam się i byłam gotowa. Zeszłam na dół. Tam czekał na mnie Harry. Miał na sobie obcisłe ciemne spodnie, koszulkę i marynarkę. Spojrzałam się na niego i przygryzłam wargę. Wyglądał bardzo seksownie. Razem za rękę wyszliśmy i pojechaliśmy do restauracji. Tam mieliśmy już zarezerwowany stolik. 
- Co zamawiasz?? - zapytał
- Jeszcze nie wiem, a co polecasz??
- Hmmm... z ego co słyszałem to lasania jest dobra.
- No to zamawiam to, a ty??
- Chyba to samo co ty. - powiedział czarując swoim uśmiechem - Kelner! - zawołał
- Słucham? - powiedział podchodząc do nas
- Poprosimy dwie porcje lasanii i słodkie, czerwone wino.
- Dobrze - kelner uśmiechnął się i odszedł.
*Z perspektywy Sophie*
Wyszliśmy z restauracji. Ten Michael poszedł prosto za nami Nie obchodziło go to, że wszystkie jesteśmy na niego wkurwione. Poszłyśmy w stronę plaży. Tam miałyśmy razem obejrzeć zachód słońca. Usiadłyśmy na piasku i zajęłyśmy się oglądaniem zachodzącego słońca. Było przecudne. Po paru minutach babcia Beth powiedziała, że musimy iść do sklepu, bo dzisiaj ma ten cały wieczór brydżowy  musi przygotować grilla. Ruszyłyśmy w stronę spożywczaka. Tam kupiłyśmy kiełbaski kaszankę i mięso. Do tego dobrałyśmy odpowiednie przyprawy. Megan jeszcze dokupiła jeszcze wino. Potem dokupiłyśmy warzywa na sałatkę i poszłyśmy do domu. Babcia Beth kazała nam ogarnąć podwórko na przyjazd gości oraz naszykować grilla. Następnie poszłyśmy na górę z winem.
- Wiesz co ci powiem - powiedziała
- Co??
- Ja nadal kocham Louisa. Podobno nie jest już z Liz. Chciałabym do niego wrócić. Ale wiem, że znowu może mnie tak zranić.
- Może nie gadajmy o nim - powiedziałam
- Dobra. Odpalmy twojego laptopa. - uśmiechnęła się do mnie i otworzyła laptopa. W pewnej chwili przypomniałam sobie, że strona z tą plotką o Lou nadal była otworzona. Niestety było już a późno

środa, 26 grudnia 2012

Trzydzieści Siedem

*Z perspektywy Marry*
Ja, Hazz, Zayn i Niall ruszyliśmy do szpitala. Wzięliśmy drobną przekąskę dla Liama. Chłopak całą noc siedział u Sue. Zdążyliśmy tylko podjechać pod szpital, a tam tłum fanek z jakimiś plakatami. Moja pierwsza myśl brzmiała "jak one mogą przesiadywać pod szpitalem, kiedy Liam przeżywa taką tragedię, to się nawet w głowie nie mieści". Jednak okazało się, że są one tutaj z powodu Sue. Na ich plakatach znajdowały się hasła typu "Sue wracaj do zdrowia". Bardzo mnie  to zdziwiło bo byłam pewna, że czatują tutaj na autografy. Wysiadłam z samochodu i razem  chłopakami ruszyłam w stronę drzwi. Zatrzymało nas pięć fanek.
- Cześć - powiedziała jedna z nich nieśmiało. Była to niska blondynka.
- Hej - odpowiedziałam
- Jesteśmy taką małą delegacją - powiedziała szatynka
- Chciałybyśmy was prosić o udzielenie jakiś informacji o zdrowiu Sue?? - znowu blondynka, reszta dziewczyn stała i patrzyła na mnie.
- Właściwie to jeszcze ja nawet nic konkretnego nie wiem. Zaraz się wszystkiego dowiem i wyjdę wam wszystko przekazać, jeżeli będę mogła.
- Bardzo dziękujemy. Pozdrów Liama! - krzyknęła czarnowłosa dziewczyna. Potem cała nasza paczka poszła na piętro Sue. Chłopaki zmusili Liama do jedzenia, a ja udałam się do lekarza zapytać się o stan zdrowia Sue.
- Dzień dobry - powiedziałam podchodząc do starszego mężczyzny idącego korytarzem.
- Dzień dobry - przystanął i się uśmiechnął do mnie
- Jak z Sue?
- Teraz jest znacznie lepiej niż wcześniej. Lada dzień się powinna obudzić. Jest prawdopodobieństwo, że dzięki rozmowom z bliskimi i miłymi sytuacjami.
- Aha. Nie wiem czy pan wie, ale przed szpitalem koczują fanki zespołu chłopaka Sue. Czy mogę powiedzieć to co teraz pan mi powiedział??
- Tak, to są podstawowe informacje, a więc nie widzę sprzeciwu.
- Dziękuję - powiedziałam wybiegając przed szpital. Podbiegłam do znajomej niskiej blondynki i przekazałam jej wieści.
*Z perspektywy Megan*
Przez całą noc nie mogłam spać. Usnęłam dość późno. Dręczył mnie koszmar. Śniła mi się zdrada Lou. To jest jeden wielki koszmar. Nie dość, że czuję sie upokorzona przez ego palanta, to Michael się pojawił. Obudziłam się koło 14:30. Szybko się umyłam i ubrałam w to. Zeszłam na dół tam siedziała Sophie. Jadła jajecznicę z warzywami. Dosiadłam się do niej. Nałożyłam trochę jedzenia i zaczęłam jeść. 
- Trochę sobie pospałaś - szepnęła
- Tak, cały czas o nim myślałam
- Nie trudno się domyśleć - szepnęła - widzę, że się naszykowałaś na wyjście
- Taaak 
- Okey to wcinaj. Ja zaraz pozmywam. 
- Spoko - powiedziałam kończąc jajecznicę 
*Z perspektywy Sue*
Nagle usłyszałam, że ktoś śpiewa. Na początku nie mogłam wychwycić słów piosenki. Na szczęście Liam powiedział, że fanki śpiewają specjalnie dla mnie.
- Kochani, one koczują tu od godziny 09:00. A ty ich chyba wcześniej nie usłyszałaś. Otóż nawet stworzyły specjalną delegację, aby dowiedzieć się o twoim stanie zdrowia. - po tych słowach spłynęły mi łzy po policzkach. - Słyszysz je - rozpłakał się razem ze mną. Cieszył się jak małe dziecko.
*Z perspektywy Sophie*
- Okey dziewczyny to wychodzimy- powiedziała babcia Beth. - dzisiaj mam zamiar pokazać wam rynek. Tam coś zjemy a następnie pójdziemy na spacer na łonie natury - zaśmiała się. Potem razem wyszłyśmy z domu. Spacerkiem ruszyłyśmy w stronę centrum. Po parunastu minutach marszu byłyśmy na miejscu. Centrum było zwyczajne. Dużo ogromnych, wielopiętrowych budynków. Na samym środku stała fontanna. Gdzieniegdzie były porozstawiane ławki z pamiątkami. Spodziewałam się czegoś lepszego. Totalna żenada. Mam nadzieję, że reszta miasta jest ładniejsza. Trochę połaziłyśmy po sklepach. Ja u jubilera zamówiłam dwie bransoletki z koniczynką, jedna miała mieć wygrawerowane imie "Sophie", a druga "Niall". Bransoletka z moim imieniem była dla Nialla, a z jego imieniem miała być moja. To miał być prezent na zbliżając się rocznicę. Potem babcia Beth zaprosiła nas na obiad do wspaniałej restauracji. Poszłyśmy tam i zasiadłyśmy przy stoliku w kącie. Po paru minutach podszedł do nas kelner. Akurat nim musiał być Michael. Czy on akurat tam musiał pracować. Widok jego twarzy i tego wstrętnego uśmiechu zniszczył mi dzień...
________________________________________________________________________
Tak jakby co obraz Sydney został stworzony w mojej głowie, a więc wiele rzeczy nie jest zgodnych z prawdą xD

niedziela, 23 grudnia 2012

Trzydzieści sześc

*Z perspektywy Megan*
- Kto o tej porze mógłby mnie odwiedzic. Przecież wieczór gry w brydża jest jutro. Może się pomyliło komuś?- mówiła do siebie moja babcia po usłyszeniu dzwonka do drzwi.
- Babciu ja otworzę. - powiedziałam wstając z fotela. Powolnym krokiem podeszłam do drzwi. Otworzyłam. Przed domem stał dośc przystojny chłopak z plackiem w ręku. Zdziwiłam się. Co on mógł chciec od mojej babci. 
- Hej, jest Pani Beth - zapytał chłopak lekko zmieszany
- Tak jest. - powiedziałam - babciuuuuu!!!! - krzyknęłam 
- Czy ty przypadkiem nie jesteś Liz albo Megan??
- Co?
- Jak wnuczki pani Beth tutaj przyjeżdżały na wakacje pare lat temu to się z nimi przyjaźniłem. A właściwie przyjaźniłem się z Megan. 
- Eeeeee nic nie rozumiem kim ty właściwie jesteś??
- Aaaa no tak pewnie mnie nie poznajesz, zresztą ja też nie wiem czy jesteś Liz czy Megan, więc ja jestem Michael.- chłopak uśmiechnął się i podał mi rękę. Ja nagle dostałam olśnienia. Wspólnie razem bawiliśmy się, uczyliśmy się pływac i jeżdzic na rolkach. Ale kiedy byłam tu ostatni raz on mnie unikał. Był dla mnie nie miły, aż w końcu urwał się kontakt. Pewnego dnia chciałam z nim porozmawiac, ale on zacząl ze mną kłótnię i nasza przyjaźń się skończyła.
- Aha... super - powiedziałam 
- Coś się stało?- zapytał
- Dla twojej wiadomości, bo jak widzę nie pamiętasz, jestem Megan- powiedziałam. Wtedy nadeszła babcia.
- O cześc Michael. Wejdź do środka. - uśmiechnęła się i wpuściła go do środka.
*Z perspektywy Marry*
Z samego rana zasiadłam do laptopa. musiałam sprawdzic, co pisze na portalach plotkarskich. Moją uwagę przykuł jeden nagłówek "LOUIS TOMLINSON ZABIŁ DZIEWCZYNĘ SWOJEGO PRZYJACIELA" zaczęłam  czytac "Wszyscy dokładnie wiemy jaką tragedię przeżywa teraz Liam Payne z zespołu One Direction (...) Jego przyjaciel - Louis Tomlinson - przyszedł odwiedzic swoją przyjaciółkę i dziewczynę Liama w szpitalu. Po wejściu do sali, w której leżała Sue, siedział tam parę minut, a później został wyprowadzony stamtąd przez lekarzy i pielęgniarki. Okazało się, że podczas jego wizyty stan zdrowia Sue się pogorszył...". Czytając ten artykuł nie źle się uśmiałam. Musiałam obudzic Hazzę i pokazac mu to. Oczywiście ten leń nie chciał wstac. Siłą go zmusiłam do przeczytania tych bzdur. On zdziwiony szybko pobiegł do pokoju Tomlinsona. Po paru minutach przyprowadził go i kazał mu czytac. 
- Wy wiecie, że to nie prawda?? - powiedział załamanym tonem głosu.
- No raczej, ale musimy dowieśc twojej niewinności. - powiedziałam
- Musimy??
- To chyba jasne, że ci pomożemy w końcu jesteśmy przyjaciółmi - ostatnie parę słów powiedziała bardzo cicho. Prawda jest taka, że nadal uważałam Louisa za swojego przyjaciela. 
- Dziękuję wam...
- Zdajesz sobie sprawę co będzie jeżeli Megan to przeczyta??
- O bożee, zapomniałem. Gdzie ona wogóle jest??
- Myślisz, że ci powiem. Ona teraz odpoczywa od ciebie. Musi przemyślec parę spraw. A tak poza tym to muszę powiadomic o zaistniałej sytuacji Sophie. - powiedziałam wyciągając telefon. Napisałam przyjaciółce smsa. Potem zaczęłam się zastanawiac co powinniśmy zrobic. 
*Z perspektywy Sophie*
Czekałam na Megan i babcię oglądając telewizję. Zastanawiałam się co one tak długo robią. Nagle to pokoju weszła zdenerwowana Meg, zaraz za nią szła babcia z plackiem na talerzu, a na sammym końcu szedł jakiś chłopak. Byłam zdziwiona. 
- Sophie to mój BYŁY przyjaciel Michael - powiedziała zwracając się do mnie. Wyraźnie zaakcentowała słowo "były". W sumie to ona kiedyś nam o nim opowiadała. Wiem, że się pokłócili. Nagle dostałam smsa. Był on od Marry. Jego treśc mnie bardzo zaskoczyła. Nie mogłam pozwolic na to, żeby Meg się o tym dowiedziała. Szybko wstałam z kanapy i pobiegłam na górę pod pretekstem skorzystania z toalety. Chciałam szybko przeczytac dokładnie ten artykuł. Treśc okazała się jedną wielką bzdurą, więc nie miałam się czy martwic. Szybko zeszłam na dół. Zobaczyłam jak ten cały Michael za bardzo przybliża się do Meg. Wyglądało to mniej więcej tak: on się zbliża ona się oddala. Postanowiłam zainterweniowac. Szybko usiadłam miedzy nich i z uśmiechem zaczęłam oglądac TV. Chłopaka najwyraźniej zdenerwowałam bo rzucił mi parę złowrogich spojrzeń, a potem pożegnał się tylko z babcią Beth i Megan. 
- Kultura wymaga pożegnac się ze wszystkimi - powiedziałam gdy wychodził z domu. Tymi słowami najprawdopodobniej zepsułam mu resztę wieczoru.
*Z perspektywy Sue*
Liam całą noc siedział ze mną. Opowiadał mi różne historie związane z jego życiem. Mówił mi, że bardzo chce żebym się obudziła. Teraz miałam miec jakieś rutynowe badania. Coś w rodzaju sprawdzenia czy moje narządy poprawnie działają. Po tych badaniach odwiedził mnie Harry. Miło było usłyszec jego głos. Powiedział, że fanki organizują akcje na tt o haśle "Sue wracaj do zdrowia". To było bardzo miłe. Miałam nadzieję, że Louis i Megan będą razem, a także chciałabym bardzo wybudzic się przed gwiazdką. W ten sposób mogłabym spędzic ją ze wszystkimi.

piątek, 21 grudnia 2012

Trzydzieści Pięc

*Z perspektywy Megan*
Już dojeżdżałyśmy do domu mojej babci. Ona już wiedziała, że ja i moja koleżanka przez jakiś czas u niej u niej posiedzimy. Dokładnie wiedziała co się u mnie działo. Wszystkie media trąbiły o zdradzie Louisa. Nie przejmowałam się tym, bo miałam większośc directioner. W końcu wjechaliśmy do Sydney. Dośc długo szukałam odpowiedniej ulicy. Sophie przez dłuższy czas namawiała mnie do zapytania kogoś o drogę. Ja jak zawsze uparta nawet nie chciałam o tym słyszec. Powiedziałam, że nie raz jeździłam do babci więc znam drogę. Lecz w końcu się zgubiłam. Nie wiedziałam jak to przekazac Sophie.
- Ej Sophie...czy ty wiesz, że jeździmy w kółko i, że nie znam drogi??- powiedziałam robiąc głupawy uśmiech.
- To już dawno zauważyłam. To zatrzymaj się ja się kogoś zapytam. Jak się nazywa ulica, na której znajduje się domek twojej babci?
- Chowder Bay Rd
- Okey - w tym momencie Sophie zagadała do jakiejś kobiety z dzieckiem. Szybko się dogadały. Kobieta wskazała nam drogę, a ja według jej wskazówek dotarłam na miejsce. Szybko wysiadłam z samochodu i razem z Sophie zapukałyśmy do drzwi dośc sporego domku. Otworzyła nam moja babcia Beth. Zaprosiła nas do środka. Przedstawiłam jej Sophie. 
- Dziewczynki wy idźcie po swoje walizki a ja skończę robic kolacje.- powiedziała babcia. Ja nawet nie zorientowałam  się, że już wieczór. Szybko zebrałyśmy nasze walizki i rozpakowałyśmy się. Po czym zeszłyśmy na kolację.
*Z perspektywy Marry*
Kufa przez Louisa z Sue są znowu kombinacje. Oznacza to, że będzie z nią jeszcze gorzej, a nawet może się nie wybudzic. Przynajmniej tak mówią lekarze. Akurat parę tygodni przed świętami musiało się coś takiego stac przed świętami. Liam podobno miał zabrac ją do rodzinnego miasta. Wszystko miało byc wspaniałe, a tu nic nie wypaliło. Teraz jestem w drodze do domu. Razem z Harrym wracamy. Jesteśmy trochę zmęczeni, a ze szpitala wyganiali nas już. Jedynie Liaś mógł siedziec razem z Sue. Najbardziej zastanawiało mnie gdzie jest teraz Louis. Lekarze powiedzieli mu, że nie może jej odwiedzac. Od tamtej pory go nie widziałam. Wiem jeszcze, że pokłócił się z Liz. Musiałam to Megan przekazac. Zadzwoniłam do niej i przekazałam jej te wiadomości. W jej głosie wychwyciłam nutkę radości. Byłam pewna, że nadal go kochała, takiego uczucia nie dało się pozbyc od tak. Gdy wysiadłam z samochodu zobaczyłam Louisa stojącego w oknie z kubkiem kakao i łzami w oczach. Spokojnie weszłam do domu z Haroldem,. Wzięłam szybki prysznic i poszłam zrobic kolację. Nawet dla Louisa stała miska z płatkami, które były naszą kolacją.
- Czemu płakałeś??- zapytał Harry Louisa
- Nie ważne - odburknął
- Nie musisz byc ostatnim chamem - warknęłam
- No dobra chyba popełniłem błąd - parę łez mu spłynęło po policzku. Szybko odłożył pustą miske i uciekł do swojego pokoju.
*Z perspektywy Sophie*
Babcia Megan zrobiła pyszną kolację. Grzanki z masłem lekko posolone oraz sok pomarańczowy ze specjalną sałatką. Coś pysznego. 
- Pani Beth... - nie bardzo wiedziałam jak się do babci Megan odezwac.
- Mów mi babciu Beth - nagle przerwała mi kobieta
- A więc babciu Beth, chciałam powiedziec, że kolacja jest wyśmienita...- moją wypowiedź przerwał telefon Megan. Dziewczyna wyszła, żeby w spokoju porozmawiac. - co będziemy jutro robic?? - zwróciłam się do Beth.
- Ja chciałam wam pokazac miasto. Wiesz trzeba trochę połazic po sklepach i prawdopodobnie coś zjemy. Pogodę zapowiadali idealną. A w sumie to niedługo święta. Trzeba będzie zorganizowac jakieś ozdoby. - w tym momencie wróciła Meg. Była wyraźnie zadowolona.
- Co się stało - zapytałam
- Louis pokłócił się z Liz - powiedziała opanowując emocje. Ja i babcia Beth wszystko zrozumiałyśmy. Wróciłyśmy do konsumpcji kolacji. Potem trochę oglądałyśmy TV. Następnie miałyśmy niespodziewanego gościa...
*Z perspektywy Sue*
Ałaaaa ale mnie boli głowa. Gdy tylko Louis zaczął do mnie mówic ogarnęła mnie taka złośc, że nie potrafiłam się opanowac. Co on sobie myślał przychodząc tutaj. Ale stała się ważniejsza rzecz. Mianowicie powoli zaczęłam ruszac palcem. Na początku było ciężko bo był bardzo zdrętwiały ale później mogłam nim "machac" na wszystkie strony. Byłam zadowolona. Prawdopodobnie, oczywiście według mnie, niedługo powinnam się wybudzic. Liam nie martw się niedługo będę mogła z tobą rozmawiac.

piątek, 14 grudnia 2012

Rozdział Specjalny

 *Z perspektywy Sophie*
Noc...
Godzina 23:31...
Wszyscy domownicy śpią...
- Sophie, Sophiee Jerry zlecił nam kolejne zadanie - krzyknął Niall zrzucając mnie z łóżka.
- Do szafy - powiedziałam wskazując na mebel stojący w kącie. W bazie założyliśmy nasze mundury. Włączyliśmy komputer do komunikacji z szefem i zaczęliśmy dyskusję. Zlecenie polegało na wysłaniu któregoś z naszych agentów, aby w dzień śledził Hazzę. Od razu wiedzieliśmy, że agent komar się do tego nada. Naszykowaliśmy konkretny plan działania i powróciliśmy do naszego pokoju. Teraz wszystko zależało od komara. Nie mogliśmy pozwolic, żeby coś poszło nie tak. Komar musiał wstac punktualnie. Nie mógł zaspac.
*Z perspektywy AGENTA KOMARA*
Gniazdo...
Godzina 08:32
 Ja Agent Komar szykuję się do śledzenia Harrego Stylesa. Nie trudna robota zawsze to robiłem. Ale coś było nie tak. Od samego rana miałem dziwnego pecha. Jakby coś mówiło mi "nie idź tam bo zginiesz..." oczywiście taki profesjonalista jak ja nie mógł nawet pomyślec o porażce. Koło godziny dziewiątej byłem w basie i czytałem plan działania. Obejmował on parę punktów. Najpierw dostac się do pokoju obserwowanego i śledzic go i zapisywac co robi. Standardowa robota. Musiałem tam byc między 09:11 a 09:12. Czyli za jakieś 5 sekund. Użyłem super odrzutowego plecaka dla owadów i ruszyłem. Byłem sekundę po czasie do źle wróżyło. Szybko wkradłem się do pokoju mojego celu i z notatnikiem usiadłem na zimnej, nie włączonej żarówce. Zacząłem pisac:
1. Obiekt śpi.
Po jakimś czasie.
2.Obiekt się obudził, podrapał po głowie, przeczesał loki i wrócił do snu.
3. Dziewczyna obiektu zapala lampę na której siedziałem - poparzyłem się. Kobieta budzi obiekt i na siłę zawleka go do łazienki. Potem powiedziała następujące słowa "jeżeli w tej chwili się nie umyjesz to zero seksu przez następne pół roku!".
4. Obiekt pachnący wyszedł z łazienki. Dziewczyna zadowolona ze swojego chłopaka przytuliła go i cmoknęła w nos. Powiedziała, że idzie zrobic im szejki.
5. Obiekt wymawia słowa "dobrze, że kupiłem ten specyfik maskujący smród" 
W tym momencie podleciałem bliżej Obiektu. Usiadłem zaraz obok i czekałem na dalsze wydarzenia..
6. Dziewczyna obiektu przyszła do pokoju i podała mu tajemniczy napój. Obiekt wstał, wyjrzał przez okno i usiadł prosto na mnie...
*NARRATOR*
Harry usłyszał jakiś zgrzyt. Przerażony wstał i zobaczył konającego Agenta Komara. Komar ostatnimi siłami przesłał zebrane informacje do bazy. Harry kazał Marry przynieśc słomkę. Zaraz przynisła mu tą rzecz. Styles starał się wykonac "usta-usta" przez słomkę, lecz tylko pogorszył sytuację. Na domiar złego zaczął uciskac jego małą klatkę piersiową. Agent Komar zmarł na skutek zgniecenia przez Obiekt - Harrego Stylesa...
 TO BE CONTINUED...

sobota, 8 grudnia 2012

Trzydzieści Cztery

*Z perspektywy Marry*
Ledwo wyszłam z sali Sue a już się musiałam denerwowac. Wystarczy, że podeszłam do okna. Zobaczyłam tam bardzo interesującą scenę. Mianowicie, przed wejściem do szpitala stał Louis z Liz. Trzymali się za ręce. Natomiast zaraz obok nich znajdował się Zayn. Miał łzy w oczach. Przykra sytuacja. Pewnie Louis i Liz są razem, Zayn się o wszystkim dowiedział i ma złamane serce. Później z budynku wyszła Sophie z Megan. Dziewczyny ominęły Zayna i parę zakochanych szerokim łukiem. Po paru minutach podszedł do tamtej trójki Nialler i odciągnął Zayna. Dalej nie chciałam nawet patrzec co się stało. Usiadłam obok Hazzy zaczęłam bawic się swoimi włosami z nudów. W pewnym momencie na sale weszła ta lady z Tomlinsonem pod rękę. Aż się we mnie zagotowało. Nie wiem czy on zauważył moją złośc i specjalnie przylazł z nami rozmawiac czy po prostu myślał, że jest wszystko okey i sobie  z nami od tak pogada z nami.
- Cześc, w której sali leży Sue?- zapytał jakby nigdy nic.
- A co cię to obchodzi. Przecież wszyscy wiemy jak ty traktujesz tutaj przyjaciół więc daruj sobie swoje odwiedziny i idź stąd bo nie potrzebny tutaj jesteś - starłam się zachowac spokój.
- Nie rozumiem o co ci chodzi?
- Nie rozumiesz, tak? To musisz byc naprawdę tępy jak nie wiesz o co mi chodzi. Ale dobrze wytłumaczę ci to krok po kroku, wolno i dokładnie tak, żebyś zrozumiał. A więc zdradziłeś swoją dziewczynę z jej siostrą, która jest dziewczyną twojego najlepszego przyjaciela. Aż tak trudno to zrozumiec?
- Po pierwsze...
- Nie tłumacz się i tak nikt nie będzie cię tu słuchał. Czy ty myślałeś, że po takiej akcji nadal będziecie kumplami a Megan zostanie twoją przyjaciółką?! Czy ty naprawdę jesteś takim idiotą? Dajesz się manipulowac przez ta małą. Nie masz za grosz honoru. Sue już wie o wszystkim! I na koniec powiem tyle jesteś skurwysynem!
- Proszę panią jeżeli pani w tej chwili nie zmieni swojego zachowania to będę zmuszona wezwac ochronę i panią stąd wyprowadzic. - nagle za sobą usłyszałam głos pielęgniarki.
- Przepraszam - powiedziałam krótko. Obrzuciłam wrogim spojrzeniem Tomlinsona i zeszłam kupic coś w sklepiku szpitalnym.
*Z perspektywy Sue*
Od dłuższego czasu nikt nie wchodził. Z nudów zaczęłam w myślach liczyc. Doszłam do 669, ale ktoś wszedł do mojej salki. Przez dłuższy czas nic nie mówił. Byłam trochę zaniepokojona. Czekałam na chociaż jedną sylabę wypowiedzianą przez nieznajomego. Chciałam rozpoznac go po głosie. Na razie siedział cicho. Nawet nie szepnął. Wiedziałam, że to tylko kwestia czasu. Mijały minuty. Ów człowiek nie wydał z siebie żadnego dźwięku. W tej ciszy nagle usłyszałam ciche łkanie. Z czasem przerodziło się to w głośny płacz.
- Bożee Sue co ja zrobiłem. Nie dośc, że straciłem Sue to dałem się wziągnąc w jakieś gierki Li- usłyszałam głos Louisa. Momentalnie skoczyło mi ciśnienie. Bardzo zaczęłam się denerwowac. Przez to zkoczyło mi ciśnienie. Zaczęłam słabnąc. Wiem, że lekarze wyprowadzili Louisa. Znowu zaczęłam tracic świadomośc...
*Z perspektywy Megan*
Właśnie nasz samolot wystartował. Ja i Sophie jak na razie siedziałyśmy w ciszy. Postanowiłam włączyc mp4 i posłuchac jakiś tam piosenek. Sophie wyraźnie mi się przyglądała.
- Jak się czujesz z tym co zrobił Tomlinson?
- Wisi mi to. W sumie nie obchodzi mnie teraz co zrobi. Zachował się jak się zachował. Ja chyba mu nie wybaczę. - odpowiedziałam.
- Czemu "chyba"
- Moje uczucia do niego się nie zmieniły. Nie potrafię ich od tak zmienic. To trochę irytujące, ale trzeba to przetrwac i już. 
- Twoja logika jest wkurzająca.
- Heh, tak bywa. Musisz to przeżyc bo teraz będę mega wkurzająca. 
- Wiem. W sumie to nigdy nie pytałam się o twoją babcię. Jaka ona jest?
- Typowa starsza pani. Ma na imię Beth. Mieszka niedaleko plaży w  Sydney. Teraz jest na emeryturze, ale jak jeszcze pracowała to była szanowanym prawnikiem. Teraz się zastanawiasz czemu ona mieszka aż tak daleko ode mnie i rodziców? Otóż moja mama i mój tata urodzili się w Australii, ale po zawarci związku małżeńskiego przeprowadzili się do Londynu. Potem urodziłam się ja i tak dalej.
- Interesująca historia - szepnęła
*Z perspektywy Sophie*
- Za godzinę będziemy lądowac - powiedziała stiuardesa 
- W końcu - powiedziałam zmieniając pozycje siedzenia. Takie siedzenie było naprawdę uciążliwe. Nie dośc, że tyłek boli to sztywnieją ci kości. Niedawno dzwoniła do mnie Marry. Powiedziała, że Sue jest w złym stanie. Na razie lekarze robią co mogą. Lekarz prowadzący mówi, że na pewno z tego wyjdzie. Miejmy nadzieję, że ma rację. Tymczasem w internecie afera. Nikt nie wie gdzie zniknęłyśmy. Są różne spekulacje na ten temat. Niektórzy mówią, że Megan ucieka, a ja jej w tym pomagam. Inni mówią, że nasze zachowanie jest żałosne, a jeszcze inni doskonale nas rozumieją.
- Proszę zapiąc pasy. Podchodzimy do lądowania - usłyszałam głos stiuardesy. Po paru minutach wyszłyśmy z samolotu. Byłyśmy na lotnisku w Camberry. Szybko wzięłyśmy nasz bagaż i wypożyczyłyśmy samochód. Ruszyłyśmy do Sydney do domu babci Beth.