*Z perspektywy Gemmy*
Właśnie powoli zmierzałam do szkoły. Wczoraj był ten durny festyn, na którym poszłam na tą randkę w ciemno. W końcu dotarłam pod mury mojej szkoły. Ledwo weszłam do niej, a usłyszałam komunikat z głośników szkolnych : "Gemma XYZ*, proszona do pokoju nauczycielskiego". Co ja zrobiłam? Przecież w tym tygodniu byłam wyjątkowo grzeczna. Powolnym krokiem ruszyłam w stronę pokoju spotkań naszych kochanych pedagogów. Zadziwiające było to, że Jess jeszcze się na mnie nie rzuciła. Po dotarciu przed to przeklęte pomieszczenie zapukałam kilka razy.
- Proszę wejść - usłyszałam męski głos.
- Dzień dobry, byłam wzywana.
- Wyznaczyłem ciebie, abyś pomogła w zadbaniu o szkolną szklarnię. - Powiedział znienawidzony nauczyciel biologii.
- To my mamy w szkole szklarnię? - zapytałam podnosząc jedną brew do góry.
- Tak mamy, znajduje się ona na dachu szkoły, gdzie uczniowie wstępu nie mają. Od dzisiaj co tydzień będziesz tam pomagać.
- Zrozumiałam. Ale pytanie, czy ja mam na wszystkich lekcjach tam siedzieć?
- Dzisiaj wyjątkowo tak. Za tydzień zostaniesz zwolniona tylko z dwóch lekcji.
- Zrozumiałam to idę tam.
- Poczekaj, zaprowadzę cię tam.
- Jak pan musi. - powiedziałam i ruszyłam w stronę schodów prowadzących na dach. Po dotarciu na miejsce nauczyciel kazał mi chwilę poczekać, na osobę pomagającą w szklarni. Usiadłam po turecku naprzeciwko wejścia do szklarni i czekałam. Minęło jakieś 20 minut zanim ten pomocnik łaskawie się zjawił.
- Hej, jestem George. Od tej chwili będziemy razem pracować. - ten głos mi coś przypomina, wstałam i odwróciłam się w stronę chłopaka, aby zobaczyć jak wygląda. Zamarłam, ten chłopak to... - Gemma? Co ty tutaj robisz?
- Najwyraźniej mam ci pomagać w szklarni. Pytanie brzmi co ty tutaj robisz? Przecież nie jesteś uczniem naszej szkoły.
- Faktycznie nim niie jestem, ale dyrektor to mój chrzestny i poprosił mnie o małą pomoc. Raz w tygodniu dam o roślinność w tej szkole.
- Hehe - nie bardzo wiedziałam jak mam się zachować, przecież wczoraj byłam z nim na randce w ciemno.
- Nie uważasz, że to przeznaczenie? - nagle wypalił
- Nie bardzo wiem o co ci chodzi. Zacznijmy już pracować. - odpowiedziałam zmieszana i weszłam do szklarni.
- Proszę wejść - usłyszałam męski głos.
- Dzień dobry, byłam wzywana.
- Wyznaczyłem ciebie, abyś pomogła w zadbaniu o szkolną szklarnię. - Powiedział znienawidzony nauczyciel biologii.
- To my mamy w szkole szklarnię? - zapytałam podnosząc jedną brew do góry.
- Tak mamy, znajduje się ona na dachu szkoły, gdzie uczniowie wstępu nie mają. Od dzisiaj co tydzień będziesz tam pomagać.
- Zrozumiałam. Ale pytanie, czy ja mam na wszystkich lekcjach tam siedzieć?
- Dzisiaj wyjątkowo tak. Za tydzień zostaniesz zwolniona tylko z dwóch lekcji.
- Zrozumiałam to idę tam.
- Poczekaj, zaprowadzę cię tam.
- Jak pan musi. - powiedziałam i ruszyłam w stronę schodów prowadzących na dach. Po dotarciu na miejsce nauczyciel kazał mi chwilę poczekać, na osobę pomagającą w szklarni. Usiadłam po turecku naprzeciwko wejścia do szklarni i czekałam. Minęło jakieś 20 minut zanim ten pomocnik łaskawie się zjawił.
- Hej, jestem George. Od tej chwili będziemy razem pracować. - ten głos mi coś przypomina, wstałam i odwróciłam się w stronę chłopaka, aby zobaczyć jak wygląda. Zamarłam, ten chłopak to... - Gemma? Co ty tutaj robisz?
- Najwyraźniej mam ci pomagać w szklarni. Pytanie brzmi co ty tutaj robisz? Przecież nie jesteś uczniem naszej szkoły.
- Faktycznie nim niie jestem, ale dyrektor to mój chrzestny i poprosił mnie o małą pomoc. Raz w tygodniu dam o roślinność w tej szkole.
- Hehe - nie bardzo wiedziałam jak mam się zachować, przecież wczoraj byłam z nim na randce w ciemno.
- Nie uważasz, że to przeznaczenie? - nagle wypalił
- Nie bardzo wiem o co ci chodzi. Zacznijmy już pracować. - odpowiedziałam zmieszana i weszłam do szklarni.
*Z perspektywy Jess*
Gemma przez cały dzisiejszy dzień pomagała w szklarni. Teraz moje wszystkie zajęcia się skończyły i właśnie zmierzałam do bramy szkolnej. Znajdował się tam podejrzany tłum dziewczyn z naszej szkoły, który uniemożliwiał. mi wyjście ze szkoły.
- Proszę się rozejść. - powiedziałam
- Nie rozkazuj nam! - warknęła jakaś dziewczyna
- Właśnie, my tutaj prowadzimy bardzo ważną dyskusję. - dodała inna.
- Nie obchodzi mnie to, jak koniecznie chcecie sobie dyskutować to przenieście się gdzieś indziej.
- Ale nie możemy.
- Niby czemu.
- Bo on powiedział, że się stąd nie ruszy, dopóki pewna dziewczyna nie wyjdzie.
- Przepuście mnie. - zirytowałam się ich zachowaniem. Jakimś cudem zdołałam się przepchać do centrum tego zgromadzenia. Stało tam dwóch chłopaków.
- Możecie przenieść się gdzieś indziej? - zapytałam nie patrząc w ich stonę.
- O Jessica, w końcu wyszłaś ze szkoły. - skąd zna moje imię, spojrzałam w jego stronę i...
- Ashton? CO ty tu robisz?
- Czekam na ciebie.
- Na tą Mademoiselle czekaliśmy? - odezwał się ten drugi
- Tak.
- Ty musisz być koleżanką Grace? - odezwał się drugi
- Taa.
- To znaczy, że ona chodzi tutaj do szkoły?
- Tak.
- To na nią poczekam. - odezwał się Ashton
- Dobrze. A więc Jess...
- Tak mogą mówić na mnie przyjaciele, dla ciebie to ja jestem "Jessica"
- Nadal jesteś na mnie zła?
- Oczywiście. A teraz żegnam. - powiedziałam wymijając go. Reszta dziewczyn była pewnie oszołomiona całym zajściem.
- Jess, znaczy Jessica... poczekaj na mnie!
- Niby po co?
- Chcę cię odprowadzić do domu.
- Nie dzięki.
- Jess! - usłyszałam ten irytujący głos za sobą, jeszcze jego mi tu brakowało. - Mam pomysł na kolejny zakład.
- Nie mam czasu, na twoje zakłady. Mam ważniejsze rzeczy na głowie. - powiedziałam odwracając się w stronę Tomlinsona, który stał za mną.
- Na przykład jakie?
- Jak się pozbyć tego gościa. - wskazałam kciukiem na Ashtona.
- Jesteś nie miła. - bąknął Ashton.
- Pomóc ci - zapytał Lou
- Coś czuję, że twoja pomoc okaże się zbędna.
- Jess, wracamy dzisiaj razem. Tylko we dwoje, bez żadnych innych ludzi. - powiedział Lou i złapał mnie za dłoń.
- Nie ona idzie ze mną. - Ashton złapał moją drugą dłoń.
- Wydaje mi się, że pójdę sama. - wyrwałam się chłopakom i pobiegłam prosto przed siebie. Szybko zgubiłam tę dwójkę po czym powolnym krokiem ruszyłam prosto do domu.
*Z perspektywy Grace*
Dzisiaj musiałam wyjść trochę później bo musiałam rozwiesić w stołówce nowe menu. Po szkole umówiłam się z Niallem, na naukę gry na gitarze. Chłopak miał na mnie czekać przed szkołą.
- Mademoiselle! - usłyszałam nagle na dziedzińcu szkoły, błagam tylko nie on.
- Co ty tu robisz?
- Przyszedłem tutaj z kolegą do takiej Jess i okazało się, że jesteś jej koleżanką i pomyślałem sobie, że fajnie znowu będzie cię zobaczyć.
- Super. - wyminęłam go.
- Gdzie się wybierasz, Mademoiselle?
- Niech cię to nie interesuje.
- Dlaczego jesteś taka oziębła, Mademoiselle?
- Posłuchaj. - zatrzymałam się. - Nie mam teraz czasu na rozmowy z tobą. - poszłam w stronę wyjścia ze szkoły.
- Gdzie się tak śpieszysz, Mademoiselle? - chłopak nie dawał za wygraną.
- Jestem umówiona z kimś. - odparłam ozięble.
- Czy to chłopak, Mademoiselle?
- Tak.
- A więc będę musiał walczyć o serce mojej kochanej Grace.
- Co mają znaczyć słowa "będę musiał walczyć o serce mojej kochanej Grace"? - nagle przed nami pojawił się Nialler.
- Przybyłeś w najlepszym momencie. - odetchnęłam z ulgą i szybko schowałam się za Horanem.
- Oh, to ty jesteś wybrankiem mojej Grace? Jakoś za specjalnie nie wyglądasz. Może ona spotyka się z tobą z litości?
- Po pierwsze Grace nie jest rzeczą, a więc nie może być twoja. Po drugie mój wygląd nie ma nic do rzeczy...
- Po trzecie ja i Niall jesteśmy dobrymi przyjaciółmi i nie spotykam się z nim z litości. - dokończyłam po czym złapałam się ramienia Nialla i pociągnęłam go w stronę wyjścia ze szkoły.
___________________________________________________________
Boże dzisiaj było tak wiele wejść, bo ponad 100, a to wszystko dzięki mojej przyjaciółce. Dziękuję :*
* XYZ nie miałam pomysły na nazwisko Gemmy xd
Mile widziane komentarze ;3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz