*Z perspektywy Gemmy*
Tegoroczne półfinały były naszymi najgorszymi. Nie dość, że przegrałyśmy prawie wszystkie mecze to na dodatek zostaliśmy wygwizdani przez kibiców. Totalna porażka. A wszystko dlatego, że trener wypuścił na boisko nowy, nieprzetestowany skład. Na dodatek nie było osoby, która mogłaby się wykłócić o to. żeby tego nie robił. Tak Jess nie było. Nieważne. Właśnie teraz byłam przed budynkiem szkoły. Zaraz miała rozpocząć się nasz coroczny obóz treningowy. Siedziałam na ogromnej walizce, a zaraz obok mnie stała moja mama. Ta kobieta jak zawsze miała w zwyczaju mnie żegnać przed dłuższymi wyjazdami. Raz było nawet tak, że prawie spóźniłam się na wycieczkę do Polski. Powoli zaczęli zbierać się inni uczniowie. Nie każdemu towarzyszył rodzic, jednak szokującym było to, że niektórzy pojawili się. Tymczasem podjechał nieznany mi grat. tak, delfinowa Multipla zaparkowała pod naszą szkołą. Nie widziałam kto tam jest jednak dokładnie słyszałam odgłosy kłótni.
- Po co mnie podwoziłeś! Powiedziałam, że tata mnie zawiezie!! - z samochodu wyskoczyła Jess. Nie mogłam powstrzymać śmiechu. Moja walizka zaczęła się ruszać i przechyliłam się do upadku, gdyby nie czyjeś ramiona, pewnie teraz gryzłabym beton.
- Uważaj co robisz. - usłyszałam głos Hazzy. Chłopak szybko mnie postawił na ziemi. - Twój lowelas przyszedł się pożegnać.- chłopak szybko odszedł zostawiając mnie samą z Georgem.
- Muszę ci coś ważnego powiedzieć. - powiedział tonem poważnym. Ja odruchowo wyprostowałam się i zamieniłam się w tzw słuch. - Wyjeżdżam. Powinniśmy ze sobą zerwać. - Co? Przecież nasz związek mógłby przetrwać jakąkolwiek odległość. - Jadę za granicę do Holandii.Tam rozpocznę studia i zostanę. Wybacz.
- Ale czemu.. - powiedziałam ze łzami w oczach, jednak on nie mógł tego usłyszeć, był za daleko.
- Po co mnie podwoziłeś! Powiedziałam, że tata mnie zawiezie!! - z samochodu wyskoczyła Jess. Nie mogłam powstrzymać śmiechu. Moja walizka zaczęła się ruszać i przechyliłam się do upadku, gdyby nie czyjeś ramiona, pewnie teraz gryzłabym beton.
- Uważaj co robisz. - usłyszałam głos Hazzy. Chłopak szybko mnie postawił na ziemi. - Twój lowelas przyszedł się pożegnać.- chłopak szybko odszedł zostawiając mnie samą z Georgem.
- Muszę ci coś ważnego powiedzieć. - powiedział tonem poważnym. Ja odruchowo wyprostowałam się i zamieniłam się w tzw słuch. - Wyjeżdżam. Powinniśmy ze sobą zerwać. - Co? Przecież nasz związek mógłby przetrwać jakąkolwiek odległość. - Jadę za granicę do Holandii.Tam rozpocznę studia i zostanę. Wybacz.
- Ale czemu.. - powiedziałam ze łzami w oczach, jednak on nie mógł tego usłyszeć, był za daleko.
*Z perspektywy Jess*
Ten idiota jak się na coś uprze to nie da się mu przetłumaczyć. wczoraj wieczorem stwierdził, że przyjedzie po mnie. Chciał żebyśmy pojechali razem na zbiórkę. Jeszcze na dodatek powiedział o tym mojemu tacie i ten jak zwykle zgodził się na to. właśnie teraz po raz kolejny kłócę się z Lou. A to wszystko dlatego, ze nie chciał mi powiedzieć, że przegraliśmy mecz! Mi oczywiście nerwy puściły, bo wypadałoby o czymś takim powiedzieć, ale on tego nie zrobił! Na dodatek jego matka słyszała to wszystko i radośnie sobie chichotała pod nosem. Ta cała rodzina jest jakaś dziwna. W końcu podjechaliśmy pod szkołę.
- Po co mnie podwoziłeś! Powiedziałam, że tata mnie zawiezie!! - warknęłam wyskakując z auta. Mama chłopaka otworzyła ten gigantyczny bagażnik i w końcu mogłam wyciągnąć torbę. Szarpała się z nią z dobrą minutę, aż w końcu użyłam zbyt dużo siły i upadłam na beton wraz z tą torbą.
- Uważaj co robisz złotko. - powiedziała matka Tomlinsona. To przecież jej wina, mogła kupić samochód z normalnym bagażnikiem!
- Ty mała sierotko. - Lou podniósł minie i moją torbę. Prychnęłam pod nosem i szybko oddaliłam się od nich. Z daleka zobaczyłam cichutko płaczącą Gemmę. Od razu pomyślałam, że to przez tego obiboka Hazzę. W sekundę wypatrzyłam go w tłumie uczniów. Jednak chłopak przemieszczał się w stronę szkoły. Poszłam za nim. Za salą gimnastyczna zbierali się wszyscy palacze, tam właśnie udał się loczek. Dogoniłam go szybko.
- Co jej zrobiłeś? - zapytałam pozornie zachowując spokój.
- Komu?
- A jak myślisz? Gemmie.
- Co jej jest? - chłopak od razu a mnie poważniej spojrzał.
- Płacze.
- To pewnie George. Dorwę go później. - syknął i wrócił się z powrotem przed szkołę. Ja zrobiłam tak samo. Lada moment podjechały autokary.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz