*Z perspektywy Megan*
Ja i Tomlinson wróciliśmy do domu. Nialler i Harry pojechali ze swoimi dziewczynami do ich domu rodzinnego. Pierwsze co zrobiliśmy to rzuciliśmy się do łazienki. Jakbyśmy mogli to pobilibyśmy się tylko i wyłącznie dlatego że oboje chcieliśmy iść do łazienki w tym samym czasie.
- Ze względu na to, że jestem dżentelmenem przepuszczę cię. - powiedział na co ja wybuchłam śmiechem
-Ty i bycie dżentelmenem - wypowiedziałam z kpiną
- To znaczy, że nie chcesz iść pierwsza??
- Z drogi panie dżentelmenie idę się ogarniać. - powiedziałam popychając go i wbiegając do łazienki. Po 30 minutach wyszłam z łazienki i pomknęłam do ciepłego łóżka. Wzięłam jakąś książkę i zaczęłam czytać. Po jakimś czasie usłyszałam jak Tomlinson mnie woła. Wstałam i podeszłam do drzwi od łazienki.
- Czego chcesz??
- Megaaan podasz mi piżamę??
- NIe ma mowy!
- Ale chyba nie chcesz żebym spał nago prawda??
- Gdzie jest ta piżama?
- Położyłem ją na fotelu.
- Już idę po nią. - ruszyłam w stronę salonu. Wzięłam tą cholerną piżamę i wróciłam się. - Tomlinson wchodzę! - krzyknęłam ostrzegawczo łapiąc za klamkę. Weszłam. Stał tam w samym ręczniku. Przypatrywał mi się. - co się gapisz??
- Tak tylko zastanawiam się co byś zrobiła gdybym zrobił tak...- przyciągnął mnie do siebie i zaczął całować. Odepchnęłam go od siebie i spoliczkowałam. - a to za co??
- Następnym razem jak coś takiego odwalisz będzie z tobą gorzej...- powiedziałam rzucając na niego piżamę. Postanowiłam dzisiejszą noc spędzić na fotelu w salonie. Poszłam do sypialni po poduszkę, koc i książkę. Potem rozsiadłam się w salonie i zaczęłam czytać.
- Co ty tu robisz? - usłyszałam głos Lou. Chłopak stał przy wejściu do salonu opierając się o futrynę.
- Siedze.
- Nie będzie ci wygodniej w sypialni??
- Nie
- Czy ja jestem powodem przez który nie chcesz spać w sypialni?
- Tak
- Przecież są dwie sypialnie, ty możesz spać w jednej a ja w drugiej...
- Harry zamknął drzwi od drugiej sypialni i zabrał klucz...
- Ahaa... - powiedział i prawdopodobnie wyszedł. Sama nie wiedziałam kiedy usnęłam.
Rano obudziło mnie czyjeś głaskanie po włosach. Leniwie otworzyłam oczy i zobaczyłam, że leże na łóżku a obok mnie siedzi Louis, który mnie głaskał. Gwałtownie wstałam.
- O obudziłaś się. - powiedział
- Jak...się...tu dostałam
- Przeniosłem cię. Stwierdziłem, że jest ci nie wygodnie na tym fotelu. Spokojnie nic ci nie zrobiłem... Ograniczyłem się tylko do głaskania cię po głowie. - po wypowiedzeniu tych słów odszedł. Od samego rana był jakiś taki dziwny. Nie wiem czy to przez to, że go spoliczkowałam. To było bardzo prawdopodobne. Najgorsze było to, że miałam wyrzuty sumienia.
- Louis?? - zapytałam w przestrzeń. Zero odpowiedzi. Nie wiem czemu ale napłynęły mi łzy do oczu. Skuliłam się i zaczęłam płakać jak małe dziecko. Nagle poczułam jak ktoś mnie obejmuje.
- Błagam cię nie płacz więcej... Nie płacz... Jak widzę jak płaczesz to serce mi pęka. - wyszeptał znany mi głos.
- Lou??
- Hmm?
- Przepraszam...
- Za co?
- To przeze mnie jesteś smutny, więc dlatego ...
- Jestem smutny bo wiem, że spieprzyłem wszystko przez jeden głupi wybryk... w sumie jestem ci wdzięczny za to, że jeszcze ze sobą rozmawiamy. - on naprawdę żałuje tego co zrobił. On zawsze był przy mnie. On jest tym którego potrzebuje. Ja to wiem, on to wie i wszyscy inni też to wiedzą. Tylko czemu ja nie potrafię się przyznać do moich uczuć.
- Ze względu na to, że jestem dżentelmenem przepuszczę cię. - powiedział na co ja wybuchłam śmiechem
-Ty i bycie dżentelmenem - wypowiedziałam z kpiną
- To znaczy, że nie chcesz iść pierwsza??
- Z drogi panie dżentelmenie idę się ogarniać. - powiedziałam popychając go i wbiegając do łazienki. Po 30 minutach wyszłam z łazienki i pomknęłam do ciepłego łóżka. Wzięłam jakąś książkę i zaczęłam czytać. Po jakimś czasie usłyszałam jak Tomlinson mnie woła. Wstałam i podeszłam do drzwi od łazienki.
- Czego chcesz??
- Megaaan podasz mi piżamę??
- NIe ma mowy!
- Ale chyba nie chcesz żebym spał nago prawda??
- Gdzie jest ta piżama?
- Położyłem ją na fotelu.
- Już idę po nią. - ruszyłam w stronę salonu. Wzięłam tą cholerną piżamę i wróciłam się. - Tomlinson wchodzę! - krzyknęłam ostrzegawczo łapiąc za klamkę. Weszłam. Stał tam w samym ręczniku. Przypatrywał mi się. - co się gapisz??
- Tak tylko zastanawiam się co byś zrobiła gdybym zrobił tak...- przyciągnął mnie do siebie i zaczął całować. Odepchnęłam go od siebie i spoliczkowałam. - a to za co??
- Następnym razem jak coś takiego odwalisz będzie z tobą gorzej...- powiedziałam rzucając na niego piżamę. Postanowiłam dzisiejszą noc spędzić na fotelu w salonie. Poszłam do sypialni po poduszkę, koc i książkę. Potem rozsiadłam się w salonie i zaczęłam czytać.
- Co ty tu robisz? - usłyszałam głos Lou. Chłopak stał przy wejściu do salonu opierając się o futrynę.
- Siedze.
- Nie będzie ci wygodniej w sypialni??
- Nie
- Czy ja jestem powodem przez który nie chcesz spać w sypialni?
- Tak
- Przecież są dwie sypialnie, ty możesz spać w jednej a ja w drugiej...
- Harry zamknął drzwi od drugiej sypialni i zabrał klucz...
- Ahaa... - powiedział i prawdopodobnie wyszedł. Sama nie wiedziałam kiedy usnęłam.
Rano obudziło mnie czyjeś głaskanie po włosach. Leniwie otworzyłam oczy i zobaczyłam, że leże na łóżku a obok mnie siedzi Louis, który mnie głaskał. Gwałtownie wstałam.
- O obudziłaś się. - powiedział
- Jak...się...tu dostałam
- Przeniosłem cię. Stwierdziłem, że jest ci nie wygodnie na tym fotelu. Spokojnie nic ci nie zrobiłem... Ograniczyłem się tylko do głaskania cię po głowie. - po wypowiedzeniu tych słów odszedł. Od samego rana był jakiś taki dziwny. Nie wiem czy to przez to, że go spoliczkowałam. To było bardzo prawdopodobne. Najgorsze było to, że miałam wyrzuty sumienia.
- Louis?? - zapytałam w przestrzeń. Zero odpowiedzi. Nie wiem czemu ale napłynęły mi łzy do oczu. Skuliłam się i zaczęłam płakać jak małe dziecko. Nagle poczułam jak ktoś mnie obejmuje.
- Błagam cię nie płacz więcej... Nie płacz... Jak widzę jak płaczesz to serce mi pęka. - wyszeptał znany mi głos.
- Lou??
- Hmm?
- Przepraszam...
- Za co?
- To przeze mnie jesteś smutny, więc dlatego ...
- Jestem smutny bo wiem, że spieprzyłem wszystko przez jeden głupi wybryk... w sumie jestem ci wdzięczny za to, że jeszcze ze sobą rozmawiamy. - on naprawdę żałuje tego co zrobił. On zawsze był przy mnie. On jest tym którego potrzebuje. Ja to wiem, on to wie i wszyscy inni też to wiedzą. Tylko czemu ja nie potrafię się przyznać do moich uczuć.
*Z perspektywy Sophie*
Dzisiaj znowu wszyscy zbieramy się w domu chłopców na uroczystym obiedzie. Mogę się założyć, że tam już wszyscy nie śpią od rana tylko biegają po całym domu szykując się na przyjęcie gości. Leniwie wstałam z łóżka i poszłam się ogarniać. W końcu zaraz wszyscy mieliśmy wychodzić a ja jeszcze byłam w proszku. Po umyciu się ubrałam szybko naszykowane wcześniej ubranie i poszłam suszyć włosy. Szybko je rozczesałam bo rodzina mnie pośpieszała. Potem wszyscy pojechaliśmy do domu chłopców. Tam już wszyscy na nas czekali. Maura oczywiście biegała od jadalni do kuchni i tylko po to żeby sobaczyć czy wszystko jest na stole. Po jakimś czasie zasiedliśmy wszyscy wspólnie do stołu i zaczęliśmy jeść.
- Sophie, kochanie próbowałaś już karpika?
- Nie jeszcze nie, ale zaraz spróbuję.
- A może chcesz więcej tej sałatki??
- Nie trzeba.
- Na pewno??
- Tak - Maura powoli zaczęła mnie irytować swoim zachowaniem. Co parę minut próbowała wcisnąć mi coś do jedzenia. Ta kobieta jakby mogła to zmusiłaby mnie do zjedzenia wszystkiego co leżało na stole. Po obiedzie poszliśmy do salonu, a tam Nialler zaczął grać na gitarze, a reszta osób zaczęła wspólnie śpiewać kolędy.
- Sophie, kochanie próbowałaś już karpika?
- Nie jeszcze nie, ale zaraz spróbuję.
- A może chcesz więcej tej sałatki??
- Nie trzeba.
- Na pewno??
- Tak - Maura powoli zaczęła mnie irytować swoim zachowaniem. Co parę minut próbowała wcisnąć mi coś do jedzenia. Ta kobieta jakby mogła to zmusiłaby mnie do zjedzenia wszystkiego co leżało na stole. Po obiedzie poszliśmy do salonu, a tam Nialler zaczął grać na gitarze, a reszta osób zaczęła wspólnie śpiewać kolędy.
*Z perspektywy Marry*
Przez cały wieczór byłam obserwowana przez rodzinę Hazzy. Jego matka i siostra nienawidziły mnie. Bardzo źle się czułam w ich towarzystwie. Na domiar złego Harry organizował nam więcej czasu do spędzenia razem. Matka Stylesa miała do mnie pretensje o wszystko. Raz miała problem z tym że ciasto jest za słodkie mimo że ja go nie piekłam, kolejnym razem miała problem z tym, że krzywo odłożyłam widelec. Dostawałam szału. Teraz wszyscy siedzieliśmy i rozmawialiśmy w salonie. Na razie było spokojnie.
- Wiecie co wam powiem? W dniu dzisiejszym powinniśmy być szczerzy ze wszystkimi ludźmi. Nie ważne czy to co powiem będzie miłe czy nnie. - zaczęła Anne
- Do czego zmierzasz mamo? - zapytał Hazz
- Mam coś do powiedzenia Marry. Posłuchaj mnie i to bardzo uważnie. Nie byłaś, nie jesteś i nigdy nie będziesz dość dobra by być dziewczyną mojego wspaniałego synka. Lepiej z nim zerwij i zniknij z jego życia. Tylko go ranisz i sprawiasz, że jest smutny. - każde słowo sprawiało mi ból w sercu, miałam łzy w oczach, Harry kipiał ze złości natomiast reszta słuchała słów tej kobiety w oszołomieniu. Po jakimś czasie nie wytrzymałam i uciekłam. Pobiegłam do jakiegoś pokoju, usiadłam w kącie i zaczęłam płakać jak małe dziecko. Skuliłam się i zaczęłam analizować wszystko od początku do końca. Nie rozumiałam czemu matka Hazzy mnie nienawidziła. Od początku miała ze mną jakiś problem. Nagle usłyszałam kroki i dźwięk otwierających się drzwi. Drgnęłam.
- Marry, jesteś tu? - usłyszałam ciepły głos Hazzy
- Tak - cichutko przytaknęłam. Harry uklęknął przede mną i mnie mocno przytulił. Wtuliłam się w jego tors, a on głaskał mnie po głowie.
- Nie słuchaj mojej matki. Ona nie ma racji. Ja ciebie kocham taką jaką jesteś i nic tego nie zmieni.
- Ja ciebie też kocham. - powiedziała unosząc lekko głowę. Spojrzałam na niego ce łzami w oczach. Chłopak się uśmiechnął. Po chwili nasze usta się spotkały...
- Wiecie co wam powiem? W dniu dzisiejszym powinniśmy być szczerzy ze wszystkimi ludźmi. Nie ważne czy to co powiem będzie miłe czy nnie. - zaczęła Anne
- Do czego zmierzasz mamo? - zapytał Hazz
- Mam coś do powiedzenia Marry. Posłuchaj mnie i to bardzo uważnie. Nie byłaś, nie jesteś i nigdy nie będziesz dość dobra by być dziewczyną mojego wspaniałego synka. Lepiej z nim zerwij i zniknij z jego życia. Tylko go ranisz i sprawiasz, że jest smutny. - każde słowo sprawiało mi ból w sercu, miałam łzy w oczach, Harry kipiał ze złości natomiast reszta słuchała słów tej kobiety w oszołomieniu. Po jakimś czasie nie wytrzymałam i uciekłam. Pobiegłam do jakiegoś pokoju, usiadłam w kącie i zaczęłam płakać jak małe dziecko. Skuliłam się i zaczęłam analizować wszystko od początku do końca. Nie rozumiałam czemu matka Hazzy mnie nienawidziła. Od początku miała ze mną jakiś problem. Nagle usłyszałam kroki i dźwięk otwierających się drzwi. Drgnęłam.
- Marry, jesteś tu? - usłyszałam ciepły głos Hazzy
- Tak - cichutko przytaknęłam. Harry uklęknął przede mną i mnie mocno przytulił. Wtuliłam się w jego tors, a on głaskał mnie po głowie.
- Nie słuchaj mojej matki. Ona nie ma racji. Ja ciebie kocham taką jaką jesteś i nic tego nie zmieni.
- Ja ciebie też kocham. - powiedziała unosząc lekko głowę. Spojrzałam na niego ce łzami w oczach. Chłopak się uśmiechnął. Po chwili nasze usta się spotkały...
_______________________________________________
To był ostatni rozdział opowiadania "True story about love". Muszę jeszcze napisać epilog i to będzie koniec. Nie wiem czy zauważyliście, ale wprowadziłam parę zmian na bloga xd, Otóż zmieniłam nazwę na "Opowiadania o One Direction". Tutaj na tym blogu będzie parę opowiadań. Dodałam jeszcze takie zakładki (jeżeli tak mogę je nazwać) pod tytułem bloga. Tam są tytułu opowiadań prawdopodobnie będzie Wam tak wygodniej w szukaniu rozdziałów (bynajmniej mnie się tak zdaje).
Proszę o komentarze
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz