*Z perspektywy Gemmy*
Dzisiejszy dzień od samego rana nie zapowiadał się najlepiej. Po pierwsze brzydka pogoda, po drugie kłótnia z mamą i po trzecie spóźniłam się na autobus. Teraz przemoknięta i spóźniona wbiegłam do szkoły. Spotkałam się ze spojrzeniami sprzątaczek. Te stare dewoty na pewno narobią pełno plotek na ten temat. Ja już się na nich dobrze poznałam. Raz puściły po szkole plotkę, że Grace kręciła z jakimś typem, przez co dziewczyna miała zorganizowane piekło przez dziewczyny z jego klasy. Wszystko oczywiście okazało się nie prawdą.
- Przepraszam za spóźnienie! - wbiegłam do klasy.
- Co się stało? - zapytał nauczyciel polskiego, spoglądając na mnie ze swoich krzaczastych brwi.
- Spóźniłam się na autobus i musiałam iść na piechotę w ten deszcz. - powiedziałam spinając mokre włosy.
- Idź przebierz mundurek na strój od w-f'u. Masz spóźnienie. - powiedział starszy mężczyzna. Ja szybko wyszłam z klasy i ruszyłam do swojej szafki. Wyciągnęłam swój strój poszłam w stronę łazienki.
- Co się łazi po szkole w czasie lekcji. - zaczepił mnie Harry.
- Mogę spytać cię o to samo. - na chwilę zatrzymałam się i spojrzałam na niego. Potem ruszyłam w wyznaczonym kierunku.
- Nie chce mi się siedzie na lekcji.
- Interesujące. - chłopak szybko mnie dogonił.
- Co tam u ciebie??
- Nie mam ochoty z tobą rozmawiać.
- Niby dlaczego niee? Ponoć jesteśmy przyjaciółmi.
- Nie wiem, może ty się założyłeś o to, że będziemy przyjaciółmi.
- Nadal się o to złościsz? Przecież to nawet się ciebie nie tyczyło.
- I co z tego. Harry, tu chodzi o sam fakt, że zrobiłeś coś takiego.
- Nie matkuj mi.
- Ktoś w końcu musi przetłumaczyć ci parę kwestii.
- I to akurat musisz być ty?
- Skoro nikt inny do ciebie nie dociera...
- Nienawidzę takich jak ty. - syknął przez zęby.
- Jakich?
- Takich, które zawsze się wtrącają w nie swoje sprawy.
- Ah, tak? Cóż to się nie będę wtrącać. - warknęłam i weszłam do łazienki. Szybko się przebrałam i wróciłam do klasy.
*Z perspektywy Grace*
Dzisiejszy dzień powinien być dla mnie bardzo ważny. W końcu urodziny cioci. Miałam iść tam i przedstawić całej rodzinie mojego chłopaka. Jednak on nie może. Tyle przegrać. Teraz nie mam z kim iść, a ciotka na pewno będzie wypytywać się o mojego "narzeczonego". Kuzyni nie dadzą mi spokoju, ponieważ po raz kolejny przyjdę sama. Z samego rana strasznie zniechęciłam się do tej imprezy. Niestety jak moi rodzice każą coś zrobić
, to to ma być zrobione.
- Grace! - zawołała mnie Jess.
- Słucham?
- Proszę oddaj to Tommo. - dała mi złożoną w kosteczkę koszulkę.
- Czemu ty mu tego nie dasz?
- Nie maa mowy. Ty widziałaś co on wczoraj robił? Zdobył gola to darł się na całe boisko, że jest dla mnie ten gol. Odebrał komuś piłkę, krzyczał, że to dzięki mnie. Jeszcze trochę, a stwierdziłby, że każde kopnięcie piłki przez niego jest przeze mnie. Chłopaki z drużyny Tommo dziwnie się na mnie patrzą i jak nigdy zachciało im się spędzać z nim każdą przerwę.
- Nie wierzę.
- W co nie wierzysz??
- Jessica jest skrępowana jego obecnością.
- Nie jestem!
- To w takim razie sama oddasz mu koszulkę.
- Nie.
- Czyli jesteś...
- Dobra dobra. Skoro tak uważasz. Tylko proszę zanieś mu to. Nie chcę kolejnej jego koszulki w moim domu. Tata zaczyna sugerować mi, że to mój chłopak jest.
- Daj to. - powiedziałam i wyrwałam dziewczynie koszulkę. Poczochrałam ją po włosach i ruszyłam w poszukiwaniu tego młotka. Nie trudno było go znaleźć. Siedział niedaleko sali gimnastycznej. Podeszłam do niego, wcześniej przepychając się przez drużynę piłkarzy.
- Jess oddaje. - powiedziałam podając mu jego koszulkę.
- Ale to jest dla niej. Prezentów się nie oddaje.
- Powiedziała, że nie potrzebuje dwóch takich samych koszulek w domu.
- Jak to nie? Jedna powinna wisieć na ścianie, a w drugiej powinna chodzić.
- Powiedz to jej, a nie mi. - westchnęłam i pomału się wycofałam.
Po lekcjach szybkie ogarnięcie się i szybkie wyruszenie na imprezę. Jak zawsze nudna paplanina przy obiedzie. Głupie uwagi na temat tego, że sama przyszłam. Stara gadka ciotki i właściwie tyle.